shiffrin

Mikaela Shiffrin – alpejka uwolniona

Austriackie Flachau. Jakieś szybkie skojarzenia? (Mikaela Shiffrin!). Oczywiście legenda Hermanna „Herminatora” Maiera, fabryka Atomica w Altenmarkt i genialny nocny wyścig slalomowy pań. To taki odpowiednik męskiego „The night race” w Schladming, czyli slalomu w najlepszym wydaniu. Przez niespełna dekadę rywalizacja na trasie imienia Hermanna Maiera, stała się niewątpliwie slalomową wizytówką cyklu. Nie dziwota – damy ścigają się pod osłoną nocy, a blasku w ich szusach dodają światła reflektorów ustawionych wzdłuż trasy, która w najbardziej stromym miejscu ma 53% nachylenia. Dołóżmy do do tego dziesiątki tysięcy lekko „nagrzanych” winem, dopingujących gardziołek i pięknie jest. Jest jak na stadionie – mówiła przed startem złota medalistka superkombinacji IO w Pjongczangu Michelle Gisin. Dla mnie to swoistego rodzaju „Narciarska Liga Mistrzyń”.

W ostatnich dwóch latach w tej „mistrzowskiej” imprezie, karty rozdawała rewelacyjna w tym sezonie Petra Vlhová. Przed startem we Flachau, miała w dorobku 350 slalomowych punktów na 400 możliwych… Imponujące. Te dwie składowe zapewne stawiały Petrę w roli mocnej faworytki. Jeśli miałbym być jednak szczery, a przy okazji wyjść poza pewne oczywiste oczywistości, to nie brałem Vlhovej za pewnik, chciałem innego scenariusza. Chciałem amerykańskiego „came backu” Mikaeli Shiffrin (i dostałem – proste). Ostatnimi czasy broniłem amerykanki w dyskusjach i dywagacjach na temat jej „słabszej dyspozycji” i stwierdzeń „jaki to wielki kryzys ma”. Ludzie, żaden kryzys. Prawda jest taka, że „Miśka” nie zapomniała, jak się jeździ na nartach i to jest pewne, jak Wengen w tym sezonie (suchar)! Tu wszystko rozbija się o m.in. pewne aspekty w zaległościach treningowych. Pamiętamy historie ze śmiercią taty i odpuszczeniu ścigania się w kluczowej dla rozstrzygnięć części ubiegłego sezonu. Sportowe konsekwencje śmieszne, brak czwartego kryształowego globusika na półce. Śmieszne oczywiście w obliczu rodzinnej tragedii. Do tego doszły zaległości w letnim harmonogramie treningowym i wycofanie się ze startu na inaugurację w Sölden z powodu kontuzji pleców. Żal… Te perturbacje po prostu musiały w jakiś sposób rzutować na „pracę silnika”. Stawianie na nią, to nie jest jednak kwestia tylko i wyłącznie życzeniowa i nie oznacza, że zgłupiałem, czy sympatyzuję z alpejką z półkuli północnej. Na moje „chcenie” składało się kilka faktów i kilka w miarę sensownych przesłanek. Główny fakt jest taki, że to „Miki”, jako jedyna alpejka, aż trzykrotnie brutalnie zlała Hermanna Maiera (czyt. trasę), w latach 2013, 2014 i 2018. Ktoś powie – to tylko liczby. Ja zawsze powtarzam, że sport je bardzo lubi i w dużej mierze to właśnie na nich i wszelkiego rodzaju statystykach się opiera. Faktem jest również i to, że Shiffrin w ostatnich latach, zdążyła się mocno uzależnić od cyferek, to one już zrobiły z niej dalej jeżdżącą legendę. To one również na dzień dzisiejszy są nie do „powąchania” przez resztę stawki. I to jeszcze dłuuugooo.

Wracając do silnika. Z Shiffrin jest, jak ze względnie nowym i super auyem, w którym trzeba wymienić silnik (nie pytajcie czemu). Po wymianie na nowy, nie „odkręcamy”, a spokojnie „docieramy” serce auta przez kilka tysięcy kilometrów, by móc wejść finalnie na najwyższe obroty. Mówiąc brutalnie i bojowo, by móc w pełni zap…ć.

Widzę tu sporo analogii w stosunku do działań zawodniczki i jej sztabu. Spokój, bez napiny i robimy swoje, doskonale wiedząc po co. Nie po to by wyjść z rzekomego kryzysu, którego moim zdaniem nie ma. Tylko po to by w innym niż zwykle planie startowo-treningowym, wejść na odpowiedni dla siebie poziom. A że trochę to trwa… Błagam szanujmy się, każde zmiany wymagają czasu by się odpowiednio do nich zaadoptować. Zupełnie, jak w życiu. Moim zdaniem bardzo mądrym posunięciem są starty na razie tylko w slalomie i gigancie. Wtedy gdy inne zawodniczki walczą o punkty w konkurencjach szybkościowych, amerykanka może skupić się na spokojnym, dobrym treningu, nadrabianiu zaległości i dotarciu silnika na najwyższe obroty. Najpierw w swoich koronnych konkurencjach – tych technicznych. Gdy tam będzie spokój, to będziemy myśleć o poważnym ściganiu na długich nartach. Na ziemi Salzburskiej, swoje obroty zaczęła podkręcać nie będąc nawet na nartach. Na poniedziałkowej konferencji przed zawodami, mówiła, jak bardzo nie lubi czekać… Dało się wyczuć jakiś taki głód startu, do którego zawodnik czuje, że jest świetnie przygotowany. Miała czas by to zrobić, a właściwie w stu procentach skupić się na tym starcie, trenując w okolicach Flachau i odpoczywając w swoim „austriackim” domu. Trenowała nawet w porze której miał się odbyć wyścig. Trzeba było się przestawić, przecież normalnie o tej porze w piżamce.

Efekt był taki, ze po kilku bramkach pomyślałem: „Ohoo, stara dobra Shiffrin?”. Pojawił się lekki błysk, choć w kilku momentach miałem wrażenie, że „trzymała” nieco narty w skręcie, blokując im drogę do solidnego przyspieszenia. Wpływ na to miało dość ciasne ustawienie bramek, i cztery spore garby z chwilowymi zmianami konfiguracji terenu. Doszedł bardzo agresywny i padający śnieg, ale przy „luźniejszym” ustawieniu bramek był bardziej kompaktowy, tak jak w drugim przejeździe. Zaintrygowało mnie jedno ujęcie kamery, pokazujące moment schowanej za dwoma skuterami śnieżnymi zawodniczki, u boku swojego trenera. Tak z dala od reszty alpejek. Tak jakby chciała odizolować się od całego zgiełku przed decydującą rundą. Oj dawno nie widziałem u niej tak maksymalnego skupienia i koncentracji na robocie, która jest do wykonania. Efekt był taki, że królowa slalomu w świetnym stylu obroniła się przed Liensberger, Holdener i Vlhovą, utrzymując minimalną zaliczkę z pierwszej odsłony. Ta dziewczyna, była znowu niezwykle miękka, swobodna, luźna i lekka w swojej jeździe. Mijając linię mety, świat „głodnej” triumfu narciarki zatrzymał się na kilka chwil. Jej krzyk radości, jej mowa ciała, jej zakrywanie oczu (gogli) dłońmi, wyraziło wszystko. Niewyobrażalna ulga, poplątana z wielką radością, wzruszeniem i spuszczeniem całego ciśnienia. To wyglądało tak, jakby w jednej chwili, została uwolniona. Tak uwolniona, od wszystkich swoich demonów ostatnich miesięcy. Ja też to poczułem. Jeszcze nigdy wcześniej nie podskoczyłem i nie wydarłem japy z radości, po jakimkolwiek zwycięstwie sympatii z Ameryki. Daleki jestem jednak od stwierdzenia, że to już. Spokojnie, poczekajmy, bo to że okazała się skuteczna w jednym slalomie, nie świadczy jeszcze o jakże istotnej regularności i powtarzalności. To nie była też jeszcze ta slalomistka, która potrafiła do swojej genialnej techniki, odpalać laskę dynamitu. Jak zacznie to robić, to „klękajcie narody”. 

Czy Petra Vlhová, będąc dopiero czwarta, dostała nieco rykoszetem z powodu startów we wszystkich konkurencjach? Tylko jeden dzień na regenerację plus nagła zmiana nart z prostych dwumetrowych sztachet na krótkie carvingi (tak samo Gisin i Holdener). To nie mogło się udać, przy tak przygotowanej do „Ligi Mistrzyń” Mikaeli. Dwa lata temu sytuacja była zgoła odmienna. To Shiffrin jeździła wszystko, a jeżdżąca tylko techniczne Petra, łoiła wtedy we Flachau „Herminatora”. Brak czasu na regenerację pomiędzy startami może odgrywać kluczową rolę na poszczególnych zawodach. Ba! Może zaważyć na braku świeżości w najważniejszej imprezie tego sezonu, czyli mistrzostwach świata we Włoszech. Zostawmy to i dajmy królowej to, co królewskie, czyli…

Liczby… 44. wygrana w slalomie, 68. zwycięstwo w Pucharze Świata i setne podium!!! Mikaela jest cały czas wielka i już zawsze będzie. Ważniejsze jednak od liczb w tym momencie jest to, że znów poczuła radość w swojej jeździe, a przecież tak bardzo za tym tęskniła. Znów czuła, zostając jako ostatnia w bramce startowej, że dziś nic jej nie przeszkodzi (jej słowa). Co z tego, że nie powalczy o dużą Kryształową Kulę. Plan jest zupełnie inny. Chodzi o mistrzostwa świata w Cortinie. To tam ma mieć fan, formę i znów – mówiąc brutalnie – ma zap…ć. Jestem przekonany (rozliczycie mnie), że tak właśnie będzie. Come on Mikaela, jesteś wolna!!!

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

magazyn ntn snow & more

Drugi numer NTN Snow & More już w sprzedaży!

Drodzy narciarze i miłośnicy sportów zimowych! Z ogromną przyjemnością prezentujemy Wam drugi numer NTN Snow & More na sezon 2024/2025! Zima tuż za rogiem, stoki w alpach pokryte świeżym śniegiem,

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.