Patrząc na minę Tiny Maze po jej przejazdach trudno doszukać się zrozumienia dla wydarzeń z danego wyścigu. Uśmiech na jej twarzy niemal nie gościł, nawet kiedy stawała na podium wydawała się mocno przygaszona. Opuszczone ręce, głowa i wzrok. Z mety niemal uciekała przed kamerą. Nie bryluje jak przed rokiem. Trudno się dziwić, bo takiego sezonu jak 2012/2013 w jej wykonaniu pewnie jeszcze długo nikomu nie uda się powtórzyć. Ustanowiła niesamowity rekord pod względem liczby punktów w generalce Pucharu Świata – 2414. Obecnie plasuje się na szóstym miejscu w generalce, więc szczególnej tragedii nie ma, ale… Oczekiwania z pewnością miała większe.
Wiosną rozstała się z Livio Magonim, który kilka lat temu prowadził naszą kadrę alpejską. Magoni odszedł do kobiecej reprezentacji Włoch, mimo deklaracji ze strony Maze i spółki o przedłużeniu współpracy. W zespole Maze zastąpił go Walter Ronconi (był trenerem konkurencji technicznym Włochów, w tym Massimiliano Blardone) – dziś oficjalnie pożegnał się z posadą. Na jego miejsce z kolei zatrudniony został Muro Pini, który wcześniej (do marca 2012) był trenerem głównym kobiecej kadry Szwajcarii. W międzyczasie pracował jako konsultant dla telewizji RSI. Mówi się, że to on był autorem sukcesów Lary Gut. Pini ma kontrakt do końca tego sezonu.
Andrea Massi, prywatnie sympatia Tiny, pozostanie trenerem głównym aMaze Teamu.
Stare przysłowie mówi, że tonący brzytwy się chwyta. Tym samym spekulacje niższej formy w dotychczasowych występach Tiny Maze okazują się nieplanowane i nie były kryciem formy przed igrzyskami olimpijskimi w Soczi 2014. Już za miesiąc okaże się czy owa przysłowiowa brzytwa, w postaci pogotowia ratunkowego pt. Mauro Pini, przyniesie oczekiwany skutek…