Wyjaśnię od razu tego syczenia i sosnoluba z tytułu tekstu po zwycięstwie Bode Millera w zjeździe na Birds of Prey. To gatunki sowy puszczykowatej, którą po angielsku zwie się screech owl – tak jak odcinek trasy w Beaver Creek. Inny z fragment z fajnym skokiem w dół nazywa się Golden Eagle, czyli orzeł przedni. Stąd te ptaszyska, stad Birds of Prey, czyli ptaszyska-drapieżniki. Sam nie wiem, czy w tekstach na www.ntn.pl powinienem jechać takim metajęzykiem, ale trudno. Tak już mam. Jakby ktoś sobie winszował z bliska kuknąć na mapę Birds of Prey i zapoznać się z nomenklaturą poszczególnych zakrętów, hopek itd., wystarczy kliknąć obrazek z prawej. Się powiększy w sposób arcymagiczny.
Właśnie w taki sposób również odebrałem dzisiejsze zwycięstwa Lindsey Vonn i Bode Millera. Bardzo im kibicowałem. Nie jestem jakimś wielkim fanem Amerykanki, ale ucieszył mnie pułap z jakiego potraktowała rywalki. Po prostu je zgniotła. Swoją drogą tuż przed transmisją Eurosport wyemitował wywiad z obrendowaną Lindsey. Ale ona jest nabyczona!
A Millerowi trudno nie kibicować, szczególnie, że ponoć stwierdził, że jeśli faktycznie zmiany sprzętu gigantowego wejdą w życie, on skończy z wyścigami w Pucharze Świata. Kilka razy już tym groził, ale w tych okolicznościach trudno o optymizm. Gość tworzy historię tego sportu. Mimo wszystko i ze względu na wszystko.
To przy okazji może kilka wyczytanych szczegółów. Trasa „ptaszyszka-drapieżniki” powstała latem 1997 podczas przygotowań do mistrzostw świata, które tam miały miejsce w 1999 roku. Wymyślił ją ten Bernhard Russi. Średni kąt nachylenia to 27 procent, a max 45 :).