Nieczęsto udaje nam się współpracować ostatnimi czasy z Chomikiem. Takie życie, że drogi się rozchodzą. Góra z górą jednak czasem się schodzą, podobnie jak ludzie i oto przybyliśmy nieco spóźnieni do Południowego Tyrolu na zawody Pucharu Świata i coś jeszcze.
Spóźnieni dlatego, że rywalizacja tutaj trwa już od dni kilku. Mianowicie po sąsiedzku, w Val Gardena, ścigano się na nartach długich. Zarówno treningi jak i zawody zdominował Svindal (pozdrowienia niesiemy od wszystkich rozkochanych w nim panien i mężatek – pozdro dla kumatych), który wygrał zarówno supergigant i zjazd. W SG trzy pierwsze miejsca zdobyli Norwegowie, a czwarty był Mayer, który zresztą zaliczył potem poważną glebę podczas sobotniego zjazdu. Tymczasem prawie całe to męskie towarzystwo narciarskie przeniosło się teraz właśnie tutaj do Alta Badia pod Gran Risę. Mamy ją przed oknami naszego hotelu Lara (****S). Ależ to stromy stok – 53 procent w najbardziej stromych fragmentach! Robi wrażenie nawet po ciemku, a co dopiero za dnia! A co dopiero jeśli stoi się u góry i trzeba puścić narty…
Jutro gigant. Chomik stawia, że wygra Hirscher, bo jest super metodyczny, że jeździ jak maszyna. Ja postawiłem pizzę i tyle mi wystarczy. Trzymam kciuki za Ligety’ego i za Chrapka Adama, który ma wystartować z numerem 67. (lista startowa TUTAJ). Jak byliśmy tu razem z Chomikiem cztery lata temu, kibicowaliśmy Filipowi Rzepeckiemu.
Szykuje się tu nie lada święto, bo gigant na Gran Risie obchodzi trzydziestolecie. Ma się tu zjechać śmietanka narciarska co się zowie. Jeden z najtrudniejszych gigantów to jedno, a rywalizacja weteranów to drugie. Nie mogło nas tu zabraknąć. W niedzielę będziemy święcić ten święty dzień wytężoną pracą. Spodziewajcie się tutaj ciekawostek, które potem ukażą się oczywiście w Magazynie NTN Snow & More. „Ski Challenge dei Gigant” odbędzie się w niedzielę o 17.30. Wieczorem zaś „World Cup Party”. Chomik już grzeje kolana na tańce, bo zagrać ma dwóch didżejów – Skuns i Tuńczyk.
Co ciekawe, w poniedziałkowy wieczór rozegrany zostanie tutaj również gigant równoległy. Niby nowość w Pucharze Świata, ale co ja czytam! Znalazłem zestawienie tych pierwszych razów w Pucharze Świata. Oto one wyszczególnione po dacie:
5 stycznia 1967: 1. Slalom PŚ, Berchtesgaden. Wygrał Austriak Heinrich Messner.
6 stycznia 1967: 1. Gigant PŚ, Berchtesgaden. Wygrał Francuz Georges Mauduit.
14 stycznia 1967: 1. zjazd PŚ, Wengen. Wygrał Franuz Jean-Claude Killy.
12 stycznia 1975: 1. kombinacja PŚ, Wengen. Wygrał Włoch Gustav Thoeni.
23 marca 1975: 1. city event PŚ, Val Gardena. Wygrał znowu Thoeni.
12 grudnia 1982: 1. supergigant PŚ, Val d’Isere. Wygrał Szwajcar Peter Mueller.
11 grudnia 2005: 1. superkombinacja PŚ, Val d’Isere. Wygrał Austriak Michael Walchhofer.
I co? Fajne zestawienie, prawdaż? Wspominamy te pierwsze, możemy już też wspominać te ostatnie. Biegu zjazdowego w pierwotnej formie nie ma. Kombinacji nie ma i duma narodowa nas rozpiera za sprawą Bydlińskiego Macieja, który szarżował wspaniale w ostatnich startach w Wengen i Kitzbuehel. MKOl próbuje ukręcić łeb zjazdowi i być może supergigantowi wymiatając je z programu igrzysk olimpijskich, bo liczy się tylko kasa misiu kasa i najlepiej jakby igrzyska zimowe odbywały się dużych miastach. PZN próbuje ukręcić łeb polskiemu racingowi w ogóle… Ech, szkoda gadać.
Dobra, tempora fugit, późna pora.
Do jutra.