W górach na golasa

Patrick Ribis odebiera nas o godzinie 8.00 rano z hotelu Happy Stubai. Wsiadamy w jego kombiaka i ciśniemy w góry. Jeszcze tylko na chwilę do biura FreeRideCenter – Stubai. Po świeżo wydrukowane ulotki. Zostawi je w kasie, w wypożyczalniach, w hotelach. To jego firma założona przed rokiem. Brat Patricka prowadzi szkółkę narciarską pod tym samym szyldem. Jeszcze niedawno obaj pracowali w jednej z lokalnych szkół, lecz chcieli robić coś według własnej koncepcji.

Nie jestem szalonym freeriderem. Robię ryzykowne rzeczy, ale to ryzyko trzeba umieć kalkulować

– wyjaśnia i pyta:

Boisz się?

W pierwszej chwili nie od razu chwyciłem, czy aby na pewno chodzi o wyjście w góry. Nie chodziło. Licznik przekraczał 120 km na godzinę. Szybkie manewry, szybkie wyprzedzanie marudzących na prawym pasie Niemców, Brytyjczyków i Czechów. – Nie, nie boję się. Znasz tę drogę doskonale, prawda? – Tak. Na lodowiec dojeżdżam 200 dni w roku, a więc jadę nią przynajmniej dwa razy dziennie. Zdarzyło mi się już tutaj wszystko: lawina, która zeszła na mój samochód, kozica pod kołami i inne wypadki…

Patrick nie przestaje się uśmiechać. Raczy nas historiami, brzmiącymi nieraz w sposób mocno odrealniony. Ale takie są góry. Tacy są Ludzie Gór. Mimo wszystko budzi zaufanie, a to jest niezwykle ważne. Może dlatego, że o jego kwalifikacjach zaświadcza odznaka UIAGM/IVBV/IFMGA. To gwarancja pewnej świadomości zjawisk w górach, o czym zresztą mieliśmy się przekonać. Wypożyczamy sprzęt. Krzysztof Burnetko (tutaj Jego tekst o tym dniu na Stubaiu) dostaje narty Voelkl Husky – dedykowane do narciarstwa tourowego, choć z ewidentnym taliowaniem. Moje K2 Shuksan są nieco szersze, a pod butem mają 79 mm. Mnie zawsze stresuje wypożyczanie butów tourowych. Niejednokrotnie potrafiły mi załatwić stopy na dobre i nie tylko mi.

Co chcecie robić?

Patrick daje nam pole do popisu. W domyśle: wymyślcie sobie coś i to zrobimy.

Safety first, mate. These are your mountains

Spychologia. Znów uśmiecha się szeroko i prezentuje swój pomysł. Pokazuje nam jeden ze żlebów. Z daleka wygląda spoko. Aby tam dojechać, musimy przemierzyć niemal cały lodowiec Stubai w poprzek. Kilka wyciągów, ale jakoś tak przy okazji cały czas dryfujemy nieco obok trasy. Mam podejrzenie, że oprócz rozgrzewki, pochodzący z największego miasteczka doliny – Neustift – Patrick chce nas po prostu ocenić. Chyba dajemy radę, bo nie zmienia ostatecznie planów. W nocy dopadało 15 cm puchu. Bajka. Narty, ku naszemu zdziwieniu, radzą sobie w tych warunkach idealnie. Nie przeszkadza im ani puch, ani momentami przewiane połacie. Idą naprawdę solidnie. Patrick na toury zabiera narty Nanuq z „eskimoskiej” serii Voelkla. W przypadku nart tourowych zawsze trzeba pójść na pewien kompromis. Albo szerokie dechy z rockerem, czyli nastawienie na freeride i krótkie podejścia, albo „wykałaczki”/”ołówki”, które pozwolą nam nawet na kilkudniowe wyprawy. Kwestia ciężaru tu jest kluczowa. Nasza wyprawa ma trwać około czterech godzin, więc króko. Może się nie wykończymy. Jednak kiedy zaczynamy podchodzić, bądź co bądź to wysokość około 3000 m n.p.m., płuca nie nadążają z dostarczaniem tlenu do krwi, a ona do mięśni. Zadyszka, pot i łapczywe chwytanie powietrza. Idziemy zakosami, bo robi się coraz stromiej. Mijamy lawinisko. Nieduża, ale taka może już pozbawić życia. Nie ma żartów. Po to nam plecaki, które w głównej kieszeni mają szuflę, sondę i detektor sygnału – tzw. pips, akuratnie firmy Pieps. Wcześniej ustawiliśmy detektory w tryb nadawania. W przypadku kłopotów, przestawia się je na szukanie. Czas się wówczas kurczy i trzeba szybko działać. Patricka dwukrotnie porwała lawina. Raz wyciągnęli go przyjaciele.

Byłem wtedy szalonym freeriderem. Miałem system ABS i czułem się nieśmiertelny. Po prawdzie byłem nieodpowiedzialny. Wtedy sprzedałem cały swój sprzęt i zacząłem kupować książki. Zrozumiałem, że chcę jeździć na nartach po ostatnie dni. A jeśli dam się przedwcześnie zabić, nie zrealizuję tego planu.

Wspinamy się pod przełęcz pod Hinterer Daukopf (3225 m n.p.m.). Płuca palą, ale nie można zamknąć się tylko do radości z umęczenia organizmu. Trzeba patrzeć pod nogi, przed siebie, wokół siebie. Pęknięcia na śniegu zwiastują lawinę. Śnieg jeszcze nie jest związany. Ogólnie jest go wciąż mało. Trzeba bardzo uważać. Patrick w pewnym momencie odpina narty. Przestaje zygzakować, tylko wspina się w samych butach w górę. Nie podoba mu się ten śnieg, tam pod nawisem, po lewej stronie. W śniegu do pasa, z nartami i kijkami w rękach brniemy w górę. Kiedyś wyczytałem u Suworowa, aby nie patrzeć przed siebie, w górę, tylko pod nogi. Wtedy czas szybciej mija. Nie wiem ile go upłynęło, ale w końcu znowu mogliśmy przypiąć narty. Zygzakiem i tak aż do przełęczy. Tam chwila oddechu, odklejamy foki i jazda w dół. Patrick pierwszy. Jak machnie, możemy jechać. Ręka w górze oznacza, że jest gotowy… do fotografowania, filmowania. Aparat co chwilę wyciąga zza pazuchy. A my ledwo powstrzymujemy się przed okrzykami radości. Kolejna sesja. I jeszcze jedna. Na efekt czekaliśmy tylko do wieczora. Dostaliśmy link do takiego to filmu:

http://youtu.be/1sPwvobzxlo

W końcu przerwa na posiłek. Zmiana sprzętu na stricte freeride’owy (obaj z Krzysztofem dostajemy odpowiednie buty i narty K2 Obsethed – 117 mm pod butem). Rocker rozpoczyna się jakieś 10 m nad przednim wiązaniem. Klapaki. Wjeżdżamy trawersując pod skałami Schaufelspitze (to na tym szczycie podobno sam Edmund Hillary trenował przed pierwszym wejściem na Mount Everest). Mijamy miejsce, po którym od rana śmigali ludzie ryzykując wpadnięcie do szczelin. W tym miejscu lodowiec ma głębokość 90 metrów. Nikt nie chciałby tam wpaść. W górach rozsądek ratuje życie. Nie sprzęt. Nie kask na głowie i nie zbroja, czy sam żółw.

Wyobraź sobie dwóch ludzi. Jeden ma na sobie pełen rynsztunek, kask, pipsa, zbroję. Wszystko. Drugi jeździ na golasa, z ptakiem na wierzchu. Który przeżyje? Ten golas, bo on będzie jechał tak aby się nie zabić. To oczywiście nie jest żadna reguła, ale odpychając się kijkami z grani, musisz jechać tak, jakbyś był tym golasem. Przede wszystkim z głową!

Mamy jechać szybko, pojedynczo, nie zbliżać się do siebie po zatrzymaniu. Trudno nazwać te warunki „puchem”. Kartoflisko przejeżdżone przez dziesiątki amatorów świeżego śniegu. Nasze dechy idą jak po szynach. Szybko. Bez zatrzymywania na sam dół. Szkoda jechać wolno. Szkoda się zatrzymywać. Rocker to cud!
Po chwili znów siedzimy na wyciągu. Jedziemy na Fernau. Na górze widok zapiera dech w piersiach. Ostre powietrze pozwala dojrzeć piękno zbliżającego się zachodu w Alpach. Widzimy pięknie położony schron na jakiejś półce. To idealne miejsce na postój podczas dwudniowej ruty. Trzeba tam dojść. Cały dzień zdjęcia i filmy, nocleg, gotowanie samemu tego co mamy w plecakach, topienie wody na herbatę. A potem zjazd w przepiękną dolinę. Tak. Tutaj trzeba wrócić, a spóźnialska zima na pewno nadrobi zaległości. Jedna z „wrzutek” Patricka:

Pamiętam luty w 2006 roku. Zaczynało sypać o 15.00 i sypało do rana. W dzień pełna lampa. I tak przez dwa tygodnie. Codziennie.

Marzenia się spełniają. Byle do zimy. Na Stubaiu. Chociaż by zajrzeć tylko na chwilę, do biura FreeRide Center Stubai. Obejrzeć film, zdjęcia. Wypić piwo. Pogadać. A może i ruszyć w góry?

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

2 komentarze do “W górach na golasa”

  1. Krzyś faktycznie kupił sobie poprzedniego wieczora super kask (pod presją Darka, który mu zresztą to cudo pasujące do gogli wynalazł). Ale nie zabrał go na skitourowy wyryp z obawy przed kompletnym już się zapoceniem :). Zresztą do rewolucji trzeba się dobrze przygotować, nieprawdaż :)?
    Gdy jednak Krzyś pojechał potem na parę dni do Schladming, to juz przykładnie w kasku jeździł (zwłaszcza, że bywało twardo).

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

amp

AMP 2024: Gwiezdny pył z mistrzostw

Maja Chyla (UJ Kraków) oraz Bartłomiej Sanetra (AWF Katowice) obronili tytuły Akademickich Mistrzów Polski w gigancie, a do tego dołożyli zwycięstwa w slalomie, zgarniając komplet złotych medali. Po dwóch dniach eliminacji w wiosennej

amp

AMP 2024: Żniwa

Natalia Złoto (PK Kraków) na wschodzie i Zofia Zdort (ŚUM Katowice) na zachodzie zwyciężyły w eliminacjach kobiet do jutrzejszego finału slalomu w ramach Akademickich Mistrzostw Polski. W stawce panów dominowali Juliusz Mitan

azs winter cup

AZS WC: Duża kasa rozdana na Harendzie

Maja Chyla (UJ Kraków) i Wojciech Dulczewski (AGH Kraków) wzbogacili się o 10 tys. złotych, wygrywając slalom równoległy wieńczący sezon AZS Winter Cup. W rywalizacji drużynowej zwyciężyła reprezentacja Uniwersytetu

azs winter cup

Gadające Głowy – finał AZS Winter Cup Zakopane

Aż się łezka w oku kręci, bo to ostatnie Gadające Głowy w tym sezonie. To też ostatni występ w zawodach Akademickiego Pucharu Polski kilku zawodników i po raz ostatni przepytujemy ich na okoliczność. Jest wielka

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.