Dziwne to były zawody. Zalepiający gogle padający śnieg odbierał frajdę z jazdy podczas pierwszego przejazdu Pucharu Świata w Kitzbuehel. Slalomiści docierali do mety demonstrując frustrację. Kilku znajdowało (czy aby na pewno?) czas, aby przetrzeć szybkę w trakcie slalomu, między skrętami, albo na figurach, kiedy jedna ręka pozostawała wyciągnięta do zbicia tyczek, druga służyła za wycieraczkę. Całości nieciekawego wrażenia dopełnił stary Kostelić, który jak zwykle ustawił wredną trasę. Kilka zatem spraw zazębiło się i prawie 30 zawodników nie ukończyło pierwszego przejazdu, w tym jedyny Polak w stawce Michał Jasiczek.

Pierwszy przejazd należał do Marcela Hirschera, który nadrobił 0,38 sekundy nad Feliksem Neureutherem. Pozostali zawodnicy tracili już ponad sekundę. Długa przerwa między przejazdami (pierwszy w południe, drugi o 17.00) pozwoliła na przeprowadzenie drugiej części zawodów przy sztucznym oświetleniu. Mimo że śnieg sypał jak wcześniej, silniejszy kontrast poprawił widoczność. Furorę zrobił zamykający pierwszą trzydziestkę, a otwierający drugi przejazd Daniel Yule. Młody Szwajcar pojechał jak po szynach, po czym przez dłuższy czas nikt nie mógł wyrównać jego wyniku. Z prowadzenia zepchnął go Henrik Kristoffersen, a potem jeszcze poprawił czas rewelacyjnego Yule Matias Hargin. Ostatecznie Szwajcar zajął siódme miejsce ustanawiając rekord życiowy. Harginowi nie na wiele się zdało, bo wyprzedziło go w sumie pięciu zawodników, w tym Aerni Luca – kolejny młody Szwajcar, który uzyskał trzeci czas pierwszego przejazdu, a ostatecznie był piąty. Wepchnął się przed niego Alexis Pinturault, który już nie znalazł miejsca na podium po dość zachowawczym przejeździe. W zasadzie nikt nie ustrzegł się błędów. Przed Pinturault jechał jeszcze Patrick Thaler, ale z Kristoffersenem się nie uporał.

Swoje zrobił natomiast Felix Neureuther. Niemiec nie uniknął zachwiań, ale utrzymywał kontrolę nad nartami i ciałem, a przede wszystkim nad głową, czego z kolei nie można powiedzieć o kończącym widowisko Marcelu Hirscherze. Siedemnasty czas drugiego przejazdu pozwolił Feliksowi utrzymać prowadzenie. Warto było odeprzeć ataki dzieci na pilota i nie przerywać transmisji, bo emocje sięgały zenitu. Hirscher jechał ryzykownie, a w połowie trasy zagotował się i złapał tyczkę między narty. Po chwili do niego dotarł ten błąd. Stanął, zadumał się w złości, po czym podszedł kilkanaście metrów, by dojechać do mety po jakże cenny, ale jednak „ochłap” punktowy. Zachował się pięknie, pogratulował najlepszym i poszedł na pizzę.

W generalce nie zbliżył się zbytnio do lidera Aksela Lunda Svindala, który do rywalizacji przystąpi w sobotę i niedzielę.