Marcel Hirscher pojechał dziś w Beaver Creek tak, że samemu mistrzowi świata zrzedła mina, nos się utarł i opadła koparka jednocześnie. Ted Ligety prowadził po pierwszym przejeździe i chyba się nieco rozluźnił. Pozwolił sobie na jeden błąd na trasie, który kosztował go zwycięstwo w drugim w tym sezonie gigancie Pucharu Świata w Beaver Creek. Austriak może chwalić się nie lada sukcesem, bo skopać tyłek Teda, na jego terenie, w okolicznościach doskonałości gigantowej Amerykanina… Lecz Hirscher dziś pojechał fenomenalnie i kropka. Raz go bujnęło (omal nie wyrwało mu ręki ze stawu), ale pozbierał się momentalnie. Jeśli we wtorek konsekwentnie pojedzie równie dobrze, srogi rewanż a’la Ligety może okazać się mrzonką. Ciekawe też jak wypadnie w czwartek w slalomie, bo przecież kto jak kto, ale Hirscher na krótkich nartach czuje się komfortowo wielce. Przypomnijmy, że on tutaj na Birds of Prey przed rokiem zajął trzecie miejsce. Umie chłop wyciągać wnioski!

A teraz uwaga! Trzecie miejsce zajął Fritz Dopfer. …Cisza. Niemiec, rocznik ’87. Zawodnik, który pokazywał się już w drugiej dziesiątce w gigantach PŚ, ale nic więcej. A tu proszę, niespodzianka jakich mało. Ciekawe, czy ktoś za niego zapunktował w Lidze Typerów NTN. Nie ma co się śmiać, bo teraz jeszcze raz: Uwaga! Bode Miller i Ivica Kostelić nie zmieścili się do finałowego przejazdu. Na domiar złego, nie zmieścili się bardzo. Ale nie tylko oni, bo w gronie tych, co wcześniej mogli się rozluźnić po intensywnym weekendzie w Beaver Creek znalazł się też Christof Innerhofer, który odgrażał się, że w tym sezonie będzie szukał punktów w gigancie do klasyfikacji generalnej. Może jeszcze będzie.

Zbytnio jednak rozluźnić się nikt nie może, bo we wtorek dalsze ściganie w tej samej miejscowości. Może przegranym humory poprawi najazd zawodniczek z Pucharu Świata, które będą się tu ścigać w supergigancie w środę. W czwartek zaś slalom mężczyzn.