Tytułowe określenie może tyczyć się jedynie zawodników, bo mieli dzień wolny. Pracownicy techniczni zapewne mieli roboty po pachy. Pogoda storpedowała Puchary Świata zarówno w Kranjskiej Gorze, dokąd panie przeniosły się zamiast Mariboru, oraz w St. Moritz. Tam z kolei panowie również przyjechali na zawody ustanowione w miejsce Garmisch-Partenkirchen (brak śniegu). Jak na złość w Słowenii lało jak z cebra na zmianę z opadami śniegu, mgłą i wichurą. Zdecydowano się więc odwołać gigant kobiet. Panowie mieli za to ścigać się na długich nartach. Zjazd w St. Moritz miał odbyć pierwszy raz od 2003 roku, wtedy bowiem podczas mistrzostw świata ostatni raz mężczyźni jeździli w tym szwajcarskim kurorcie downhill. Nic z tego nie wyszło. Brice Roger, który miał jechać z numerem 1, bodaj sześciokrotnie pojawiał się w budce startowej, ale go cofano. Za siódmym razem mógł już się ubrać na dobre. Przy trasie w Kranjskiej Gorze ponoć pracowało dwustu wolontariuszy, ale i tak ich praca poszła niemal na marne, bo pogoda nie dała się ubłagać.
Niedziela ma pójść zgodnie z planem. Slalomistki mają rozpocząć rywalizację o 9.15 (II przejazd o 12.15), a giganciści ruszą o 10.30 (drugi o 13.30), o ile pogoda pozwoli.