Trasa „Birds of Prey” (co można przetłumaczyć jako „drapieżne ptaszyska”) w Beaver Creek nie została dziś dopuszczona do pierwszego treningu zjazdowego mężczyzn. Okazało się bowiem, że w sekcji startu do supergiganta należy wykonać pewne „kosmetyczne” poprawki. Szykuje się ładnych kilka godzin pracy ratraków i hektolitry paliwa pójdą z dymem. Ale co tam! Jestem skłonny uwierzyć, iż to decyzja wynikająca ze zdrowego rozsądku i troski o bezpieczeństwo uczestników zjazdu na „Birds of Prey”. Skoro sam Bode Miller, który uczestniczył w inspekcji z racji bycia przedstawicielem zawodników przy jury na tych zawodach, głosował aby stok dopracować. Pierwotnie przesunięto godzinę rozpoczęcia treningu o trzydzieści minut, ale potem stwierdzono, że łopatami to chłopaki mogą sobie hopki na Kasprowym sypać, a tam musi wjechać sprzęt cięższy nieco.
Zatem podobnie jak w Lake Louise, również w USA pierwszy trening przeszedł zawodnikom koło nosa. Wtedy przyczyną była pogoda…