Śnieg, zawierucha, mróz i mgła. Chłopaki idą na narty – jak dobrze, że to nie ja!
Ta parafraza znanego żarciku oddaje dzisiejszą sytuację. Moim zdaniem nie dało się wyjść. Opad śniegu i całkowity brak widoczności zadecydowały: „Penio” i ja zostaliśmy z książkami w domu. Mariusz wrócił po dwóch zjazdach, a Marek i „Kondzio” wytrzymali do 13.00, a wtedy dopiero zaczęło się za oknem prawdziwe zło.
Zgodnie z prognozą na www.yr.no pomiędzy 13.00, a 16.00 był najbardziej intensywny opad śniegu. Sypało tak, że z okna naszego apartamentu nie było widać nic. Nieco po nawałnicy, spychacz, na którym pozowaliśmy do zdjęć rozpoczął pracę wypuszczając w niebo kłęby tłustego dymu i klekocząc gąsienicami. Stało się to oczywiście ku naszemu zdziwieniu, gdyż spodziewaliśmy się, iż na parkingu dożywa swych dni, a on proszę odśnieża placyk. Teraz (piszę wieczorem) wreszcie nie pada i jest poważna nadzieja, że juto pojeździmy bardzo dobrze. W ciągu naszego pobytu w Gudauri spadło przynajmniej 1,5 metra śniegu (co widać na załączonych obrazkach). Mamy jeszcze kilka dni, żeby to wykorzystać.
Jutro będzie lepiej i humory nas nie opuszczają.
t.