Trudno mi się oprzeć przed porównaniami z „dorosłymi” igrzyskami, na których pracowałem w 2008 roku (obsługiwałem żeglarstwo w barwach miesięcznika „Żagle”). To, co na pewno wpływa na korzyść zawodów młodzieżowych – tutaj nie ma takich restrykcji antyterrorystycznych, więc dostęp do sportowców jest znacznie łatwiejszy. W Innsbrucku wyznaczono linie autobusowe – żółtą i zieloną, które dowożą uczestników, oficjeli, prasowe dziennikarzy do Olympia World, czyli na Stadion Olimpijskim. Tutaj znajdują się biuro, lodowisko hokejowe i pętla autobusów, które kursują na areny olimpijskie.
Podróż na Patscherkofel trwa kwadrans. To stok, na którym rozgrywano konkurencje techniczne podczas zimowych igrzysk w stolicy Tyrolu w latach 1964 i 1976. Zanim wsiedliśmy do autobusu nr Y30 dowożącego na narciarstwo alpejskie (konkurencje freestyle’owe odbywają się w Kuehtai), mieliśmy okazję pokibicować przez chwilę dziewczynom grającym w hokeja. Po prawdzie, grały Szwedki, a Słowaczki rozpaczliwie broniły się jedynie. Pierwsza tercja skończyła się wynikiem 7:0 dla reprezentantek „Trzech Koron”. Co tu kryć, one sprawnie jeździły na łyżwach, konstruowały akcje zagrażające słowackiej bramce i strzelały (do przerwy statystyka strzałów wyglądała: 20:0). Zamierzamy wybrać się na mecz chłopaków (jutro finał!!!). Mogę sobie wyobrazić, że w ich wykonaniu akcja na lodzie wygląda jeszcze lepiej :).
Przylecieliśmy do Monachium z duszą na ramieniu, bo niewiele brakowało a spóźnilibyśmy się na samolot w Warszawie. Zachciało nam się kanapek grillowanych. Nasze bagaże zostały już prawie wyjęte z samolotu, ale jakoś daliśmy radę. Szybki transfer do Innsbrucka i udaliśmy się do regionu Wilder Kaiser Ski Welt na sanki. Zdziwieni? A jednak. Jesteśmy tu na zaproszenie agencji turystycznej Tyrolu i Kasia Gaczorek, która tu pracuje, zagospodarowała nam wieczór wybornie. Nie jestem wielkim fanem saneczkarstwa, ale okazuje się, że może to być naprawdę fajna zabawa. W Ellmau znajduje się częściowo oświetlony tor naturalny, a krzesło wywozi ludzi (do końca stycznia za darmo!) na górę do godz. 2200. Prędkości zawrotne, co szczególnie odczuwalne jest oczywiście na zakrętach. A niektóre mają po 180 stopni! Duma mnie rozpiera, bo tylko raz szukałem sanek w lesie i to po opracowaniu nowej, niezwykle skutecznej techniki wchodzenia w skręty (jak ja lubię skręty!!!). W przerwie przejazdu saneczkarskiego zatrzymaliśmy w schronisku na stoku na kolację. Co to była za pycha była! Się skusiłem na „zderzenie” Tyrolu z Atlantykiem: a więc stek z pysznej krowy i kawał ogona pysznej langusty z grilla. Chomik zamówił cielęcego sznycla po wiedeńsku, nic mu uwagi nie zwracałem, ale narobił popeliny, bo strasznie mlaskał z zadowolenia. W ogóle łatwo z nim nie jest, bo na dzień dobry w samolocie nagrodził pilota owacja na siedząco za bezpieczny lot i udane lądowanie. Według doświadczonego po wielu wyprawach do Tunezji Chomika, ten lot był majstersztykiem i brawa były w pełni zasłużone.
Mamy też sukcesy osobiste. Doszło też do pierwszej, długo planowanej konfrontacji z Yogim – tyrolską maskotką igrzysk. Nie wnikając w szczegóły zdradzę tylko: 1:0 dla Polski. Dodam jeszcze, że wszystko filmujemy. Lada godzina wrzucimy superprodukcję :)
1 komentarz do “Yogi-babu, czyli NTN olimpijski”
Chciałem stanowczo zdementować bzdury jakie wypisuje mój koleżka :) Klaskanie w samolocie uważam za mega obciach i bardzo zdziwiłem się (jak i większość pasażerów), gdy po lądowaniu Grucha (pracownik Tunezja Czarters) zaczął bić brawo. Z powrotem siedzimy daleko od siebie. Gruszce zapewne zrobiło się głupio i bał się, że rozpowiem jakim jest wsiokiem, więc napisał, że to ja klaskałem. Teraz ciężko będzie uwierzyć w każde jego słowo :) Ciekawe jakby zareagowali jego koledzy z Mokotowa, jakby ktoś rozpowiedział, że jest stałym bywalcem na Konwiktorskiej :) Zobaczyłby co to jesień średniowiecza :) No ale takich rzeczy się nie robi.