Początek sezonu – i jak to często w Sölden – w pierwszym przejeździe karty trochę rozdawał wiatr. Startująca z numerem 1 Thea Louise Stjernesund zaraz po starcie dostała bardzo silny szkwał prosto w twarz. Aż się tyczki z płachtami położyły. Potem bywało różnie: niektóre z pań miały więcej szczęścia, inne mniej.
Innym miejscem trasy, gdzie wiatr odgrywał pewną rolę, był płaski odcinek przed metą. Tutaj szczęścia nie miała między innymi nasza reprezentantka, Maryna Gąsienica Daniel. Choć nie tylko szczęście odegrało w jej przejeździe dużą rolę – Maryna pojechała dość pasywnie i z kilkoma błędami, potwierdzając, że Rettenbach w Sölden nie należy do jej ulubionych tras. Ostatecznie wystarczyło to na miejsce dwudzieste.
Bardzo ładnie pojechała za to Mikaela Shiffrin w swym powrocie do ścigania w gigantach – szósty czas przejazdu, pomimo startu z numerem dwudziestym. Wielka gwiazda narciarstwa głęboko odetchnęła na mecie z wyraźną ulgą. Wszakże nie jechała giganta »na ostro« od feralnego upadku w Killington.
Młodość w natarciu. Zarówno megatalent Zrinka Ljutić, jak i supertalent Lara Colturi zjechały świetne przejazdy, zajmując odpowiednio miejsca trzecie i czwarte. Waleczna Paula Moltzan zajęła miejsce drugie, a weteranka alpejskich tras, definitywnie kończąca swą fenomenalną karierę po sezonie Lara Gut-Behrami, wylądowała na miejscu piątym.
Show w pierwszym przejeździe skradła natomiast Julia „Julie” Scheib, której jeździe wszystko się ułożyło. Na stromym odcinku – tam, gdzie największe gwiazdy używały „stivotingu”, aby zmieścić się do kolejnej bramki – Julia jechała na „zug”, czyli wycinając łuki na krawędziach. Bosko, zważywszy na fakt, że Scheib jest drobną kobietą o filigranowej urodzie porcelanowej laleczki. Mam nadzieję, że wypracowaną przewagę aż 1,28 sekundy dowiezie do mety drugiego przejazdu. Osobiście zaliczałem ją do grona faworytek. Zobaczycie, będzie się działo w drugiej odsłonie.






