Tonio: W zeszłorocznym, ogórkowym sezonie czekaliśmy, co pokaże tercet w postaci Braathena, Vonn i Hirschera. Z całej trójki tylko dwoje się obroniło. Braathen, pauzujący najkrócej, od razu chciał tańczyć sambę w Sölden, ale koledzy z byłej reprezentacji postanowili równie dobrze się bawić, zajmując w komplecie inauguracyjne podium. Gap year najwyraźniej dobrze mu zrobił i bez większego wysiłku wrócił do swojego dawnego poziomu, zgarniając w sezonie ostatecznie pięć podiów.
Przypadek Lindsey pokazał dwie rzeczy. Po pierwsze: pięć lat w narciarstwie wydaje się wiecznością, ale nie dla Amerykanki – niewiele straciła ze swojego świetnego, zwinnego stylu. Można było przewidywać rozczarowanie i bolesne zderzenie ze ścianą, a tymczasem stara wyga pokazała młodym, że jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa. Nic dziwnego, że myślenie o niej w kontekście medali w Cortinie wcale nie jest szalone.
Najgłośniej pękł balon Hirschera, na domiar złego okupiony kontuzją. Raz, że medialnie został przyćmiony przez Braathena, dwa, że szybko dostał od stawki „plaskacza”, ale i tak szacun, że wytrzymał te kilka zawodów. Najwyraźniej chłopaki nie dostali „memo”, że to wielki mistrz, a nie jakiś leciwy dziadunio – i tu widać, jaka jest dzisiejsza młodzież. W Sölden udało mu się trochę psim swędem wejść do trzydziestki, ale bardziej niż z samego powrotu cieszyliśmy się, że w ogóle wytrzymał te przejazdy – łatwo nie było, a pewnie już „papa Hirscher” dzwonił po doktora. Widać było też gołym okiem, że trochę treningu by mu się przydało – nie oglądaliśmy go w pełnej dyspozycji.
Macio: Wydaje mi się, że dobrego Hirschera to my już widzieliśmy. Niby gość ciągle był aktywny, ale to se ne vrati. Chętnie podyskutowałbym z osobami doktoryzującymi się z techniki narciarskiej, ale wydaje mi się, że jazda slalomowa, jaką kiedyś czarował, przy dzisiejszych ustawieniach już po prostu nie działa i nikt tak nie jeździ. Kontuzja pewnie też nie pomoże Marcelowi wrócić na dawne tory. Dlatego po prostu usiądźmy przed telewizorem, uśmiechnijmy się, przypominając sobie czasy, gdy Marcel był słońcem, a inni rzucali się na niego z motykami, ale nie liczyłbym na wiele.
Co do Braathena – to tylko zajątrzyło moją niezagojoną ranę narciarskiego idealisty i zwielokrotniło w mojej głowie ilość pytań z kategorii „co by było, gdyby?”. Nie mogę się wyzbyć wrażenia, że dla Łukasza narciarstwo po prostu nie jest najważniejsze, ale pracuję nad sobą, by zaakceptować jego odmienną optykę!
Często się śmiejemy, że jakaś zawodniczka metaforycznie strzeliła nam mokrą szmatą w pysk swoimi wynikami. Przyznaję się przed wszystkimi, że wcieliłem się w rolę Hana Solo, który w „Nowej nadziei” kpił sobie z Mocy. Tak jak kpiłem z mocy Lindsey. Dokładnie pamiętam, jak mówiłem znajomym: „Marcel to może coś pokaże, no ale ona? Bez jaj”. Fenomen powrotu Lindsey traktuję jednak dwojako. Chciałbym na piedestał wystawić absolutne sportowe mistrzostwo tej zawodniczki, która posiada po prostu błysk narciarskiego geniuszu. Widocznie taki diament jak ona po prostu zawsze jest w stanie zachwycić. Z drugiej strony, drogie zawodniczki, ona dla wielu z Was mogłaby być mamą… Trochę chyba głupio, co?

Niniejszy tekst jest trzecim z cyklu „Narciarska rosyjska ruletka”, który publikujemy w odcinkach. Codziennie, aż do inauguracji Pucharu Świata w Sölden, Antoni Zalewski i Maciej Żabski przybliżą tematykę związaną z wielkim narciarstwem. Dzięki temu dobrze nastroicie się przed nadchodzącym sezonem. Cały artykuł, testy 109 par nart oraz wiele innych treści znajdziesz w najnowszym numerze Magazynu NTN Snow & More, który możesz zamówić w wersji papierowej lub e-wydania PDF tutaj.
Zobacz wszystkie artykuły chłopaków z radyjka Stalkant FM z cyklu „Narciarska rosyjska ruletka”.