blauth

Powiew nadziei – przedsezonowy wywiad z Marcinem Blauthem o polskim narciarstwie

Jak co roku spotkaliśmy się z wiceprezesem PZN do spraw narciarstwa alpejskiego, a prywatnie bardzo dobrym kolegą z młodzieńczych, beztroskich lat, Marcinem Blauthem. Dla obu zainteresowanych stron są to spotkania szalenie owocne. Marcin może przekazać swoje przemyślenia, wytłumaczyć niektóre decyzje, przedstawić plany szerszemu gronu osób zainteresowanych sprawami polskiego narciarstwa. My uzyskujemy najświeższe informacje oraz możemy przepytać prezesa na temat realizacji planów z przeszłości. Rozmowa ta odbyła się niedługo po niefortunnym występie reprezentacji piłkarskiej na Euro, stąd odnośniki do tego wydarzenia.

Zacznijmy od wyników w piłce nożnej, którego to sportu jesteś zagorzałym fanem od wielu lat. Jak oceniasz występ naszych piłkarzy?
To może zacznijmy i od razu skończmy ten temat… A tak na poważnie to mamy kadrę, w której gra bardzo wielu świetnych, a nawet wybitnych zawodników. Pomimo to nie mamy drużyny. Zawsze mówiłem, że bez silnej ligi nie ma co liczyć na dobre wyniki na wielkich imprezach. W innych sportach ta zasada też działa, więc dlatego usilnie pracuję nad ofertą dla narciarzy sportowców w Polsce. Bez tego nie będzie wyników również w narciarstwie.

Prezesujesz narciarstwu alpejskiemu już od trzech lat. Czy w tym okresie dostrzegasz jakieś pozytywne zmiany w otoczeniu?
O tak! Po raz pierwszy w tym sezonie i to – nie ukrywajmy – za sprawą wyników Maryny Gąsienicy Daniel. Narciarstwo alpejskie znowu zaczyna być modne: w mediach, wśród sponsorów, w związkach sportowych, w ministerstwie, a nawet wśród „normalnych” ludzi. Przez ponad dwa lata słyszałem głównie: nie da się, nie ma warunków, po co się w to pchasz, nie ma pieniędzy, nie ma zainteresowania i tak dalej. Teraz nastroje są zupełnie inne i czuję, że jesteśmy na dobrej ścieżce. Pracownicy związku, sponsorzy, trenerzy, wszyscy ci ludzie nagle pełni są optymizmu. Co więcej gotowi są do współpracy i do pracy w celu osiągnięcia sukcesu. Spójrzmy na takie zakończenie sezonu w Szczawnicy. Przyjechała Maryna, opowiadała na scenie o wrażeniach z Pucharu Świata. To było bardzo fajne. Później miałem okazję rozmawiać z kilkoma młodymi zawodnikami, którym chciało się przyjechać do Szczawnicy wiosną z całym sprzętem, aby zadowolić sponsorów. To było przeżycie, gdyż właśnie pojawia się coś takiego jak drużyna. Najbardziej w pamięci mam obraz bardzo młodej zawodniczki, która powiedziała: „Ja też chcę tak jak Maryna… a może i lepiej”. To daje nadzieję, że mamy przyszłość. Wcześniej tego nie było. Każdy skrobał swoją rzepkę i już…

Powróćmy na chwilę do głównych momentów minionego sezonu. Która z naszych dwóch alpejek bardziej zaskoczyła Cię podczas mistrzostw świata, Maryna Gąsienica Daniel czy Magda Łuczak?
Obie! To było niesamowite. Jedna z Polek z szansami – i to naprawdę realnymi – na medal, a druga – co tu ukrywać – nowicjuszka zachowująca się w tej sytuacji bardzo dojrzale. Było to szczególnie miłe uczucie po niezbyt dobrym początku sezonu. Przecież zaryzykowaliśmy, utrzymując cały zespół Maryny w okresie jej kontuzji. Nie wiedziałem, jak będzie wyglądał sezon. Oni sami też nie wiedzieli. Co prawda pracowali, ale inni również nie próżnowali. No i ten nieudany początek w Sölden. To były nerwy… A potem przyszły zawody, gdzie Maryna uzyskiwała najlepsze czasy przejazdów. Cóż, na tych mistrzostwach świata jeszcze się nie udało, ale jestem optymistą. Z drugiej strony Magda, która w założeniu miała pojechać na mistrzostwa po to, żeby się przejechać. Celem sezonu był Puchar Europy. Aż tu nagle na niełatwej trasie składa dwa bardzo dobre przejazdy i zajmuje 19. miejsce, mając 39. numer startowy. W drugim przejeździe wykręciła 13. czas! Toż to rewelacja! Co więcej zachowywała daleko idący spokój, a siedząc w fotelu liderki, wyglądała na bardzo zadowoloną. Gdyby trener wiedział o zmianach w datach startów Pucharu Europy wcześniej, Magda pojechałaby także slalom. Jednak, jak już wspominałem, Puchar Europy był priorytetem.

Skoro mamy dwie zawodniczki, jedną regularnie zajmującą czołowe miejsca w gigantach Pucharu Świata i drugą pukającą do trzydziestki w tych samych imprezach, to może zasadne byłoby stworzenie jednego zespołu treningowego? W końcu finansowanie dwóch wychodzi drożej dla PZN.
To prawda, ale… Można stworzyć jeden zespół treningowy pod warunkiem, że obie zawodniczki mają te same cele. W nadchodzącym sezonie Maryna i Magda mają je różne. Maryna koncentruje się wyłącznie na Pucharze Świata i igrzyskach. Celem Magdy jest nadal Puchar Europy i okazjonalne starty w Pucharze Świata. Praca jednego zespołu z dwiema zawodniczkami dawałaby bardzo duży komfort zarówno trenerom, jak i zawodniczkom, ale boimy się na razie coś zepsuć i na nadchodzący sezon zostają dwa zespoły trenerskie. Później zobaczymy, co będzie, ale o tym oczywiście zadecydują wyniki w nadchodzącym sezonie. Problem jednego zespołu przerabiamy zresztą już z tak zwaną grupą Matica, która składa się z sześciu młodych zawodników i czterech osób obsługi. Nie ma takich zawodów w Europie, gdzie da się zgłosić sześciu chłopaków jeżdżących mniej więcej na tym samym poziomie. No to trzeba zgłosić trzech do na przykład Norwegii, a trzech do Austrii. I jak wtedy podzielić zespół trenerski? Trzej pojadą z serwisantem i fizjoterapeutą, a trzej z trenerami? Przecież ma to mały sens.

Przed nami igrzyska w Chinach na całkowicie nieznanych trasach. Jak będzie wyglądać nasza reprezentacja na tej imprezie?
No właśnie! Na tych igrzyskach dużo może się wydarzyć. Z powodu pandemii nie udało się przeprowadzić zawodów Pucharu Świata na sezon przed nimi. Wszyscy więc będą w tej samej sytuacji – całkowitej nieznajomości tras. To może być bardzo ciekawe. Na igrzyskach mamy w zasadzie pewne dwa miejsca dla pań i możliwe, że dzięki punktom Maryny uda się wysłać także trzecią zawodniczkę. To byłoby super. Panowie będący na własny koszt w Kadrze Narodowej, czyli Michał i Jędrzej Jasiczkowie oraz Piotr Habdas, do 17 stycznia 2022 roku muszą uzyskać kwalifikacje. Moim zadaniem jest, aby w możliwie krótkim czasie postawić bardzo jasne, uczciwe, a zarazem sztywne dla wszystkich kryteria udziału. Takie, które zamkną na amen wszelakie dyskusje i dywagacje (zgodnie z harmonogramem te kryteria powinny być już ustalone i opublikowane w momencie ukazania się naszego magazynu – przyp. red.). Możemy jeszcze zawalczyć o miejsce dla drużyny, a będzie ono możliwe, jeśli znajdziemy się w pierwszej piętnastce alpejskich nacji. O miejsce dla drużyny rywalizujemy z Rosją, Nową Zelandią i Wielką Brytanią, więc możliwości są. Drużyna to także szansa na punkty, ale przede wszystkim możliwość wystąpienia na igrzyskach również polskich mężczyzn.

Kto aktualnie ma największe szanse na igrzyska?
Oczywiście Maryna Gąsienica Daniel, która jest jedyną zawodniczką kadry wspieraną przez PZN. Panowie jeżdżą przecież na własny koszt. W następnej Kadrze Młodzieżowej, której celem są zawody Pucharu Europy, FIS i mistrzostwa juniorów, znajdują się Magdalena Łuczak i Zuzanna Czapska. Za nimi w kadrze juniorek jest dziewięć rokujących dziewcząt. Sytuacja obecnie wygląda tak, że Magda goni Marynę, ale jest goniona przez kolejne zawodniczki. W mojej ocenie dystans pomiędzy Maryną i Magdą zmniejsza się szybciej niż dystans pomiędzy tą drugą a zawodniczkami kadry juniorek. To, co jest dla nas absolutnie niemożliwe do określenia, to dyspozycja wracającej po kontuzji Zuzanny Czapskiej. Wiem, że bardzo ciężko pracuje nad swoją formą, aby być w pełni sprawną, ale jak to będzie wyglądało na śniegu – nie wiadomo… Oczywiście mam nadzieję, że podobnie jak w przypadku Maryny Zuza wróci na stoki silniejsza i bardziej zmotywowana.

Skoro jesteśmy przy temacie kadr i naszych najlepszych zawodników, to mamy jedno pytanie od naszego wiernego czytelnika.
Dawaj!

Czytelnik pyta: „Ile kosztuje jeden sezon Maryny Gąsienicy Daniel i jej zespołu?”.
Czytelnik zrobił mi bardzo dużą przyjemność, gdyż od 30 lat pracy w klubie, okręgu i PZN-ie słyszałem tylko: „Nie ten kierunek”. Samo pytanie wskazuje, że jesteśmy na dobrej ścieżce. Od sponsorów tytularnych, ministerstwa, no od wszystkich razem dostajemy łącznie 2,5 miliona złotych. Oceniam, że w obecnych warunkach nie bylibyśmy w stanie zagospodarować więcej pieniędzy niż 4 miliony. Nie chcemy i nie możemy finansować kogoś ponad miarę, że tak powiem – bez zasług. Oczywiście ciągle pracujemy nad pozyskiwaniem środków i może już niedługo będę mógł przekazać dobre wieści (2 lipca 2021 roku Grupa Lotos dołączyła do grona sponsorów tytularnych narciarstwa alpejskiego w Polsce – przyp. red.), gdyż, jak wiadomo, od przybytku głowa nie boli. Finansowani przez nas zawodnicy otrzymują pokrycie kosztów, wyjazdów, treningów, zespołu, który ich czy je wspiera. Nie dostają jednak środków na utrzymanie, czyli jakiejkolwiek pensji. To dość tragiczna sytuacja, gdyż wraz z pensją nie mają ubezpieczenia społecznego. Nie kumulują też składki emerytalnej, a to może się odbić na ich przyszłości. Staram się, aby i u nas przyjęto rozwiązania od dawna funkcjonujące w krajach zachodnich, czyli zatrudnianie sportowców-kadrowiczów w budżetówce. Na przykład w Policji, Straży Granicznej czy Celnej, w wojsku…

No dobra, ale nie dostaliśmy odpowiedzi na dręczące czytelnika pytanie…
OK, OK. Już odpowiadam. Sezon zespołu Maryny kosztuje około miliona złotych, a nawet trochę więcej…

Johan Eliasch został nowym prezydentem FIS-u i zapowiada daleko idące zmiany w narciarstwie alpejskim, którego jest wielkim fanem. Jak oceniasz wybór tego człowieka i zapowiadane zmiany?
Dla małych nacji narciarskich, takich jak Polska, zmiany są zawsze szansą. Wiemy, że będzie duży nacisk na zawody równoległe. My w Polsce mamy stoki do ich rozgrywania, a to może dawać szanse na organizację naprawdę wielkiej imprezy. Na początek chcielibyśmy zorganizować zawody Pucharu Europy, a potem… Kto wie? W minionym, covidowym sezonie mieliśmy dość ciekawą sytuację, gdyż na naszych stokach trenowali zawodnicy ze Słowacji i Czech, gdyż u nich nie było to możliwe. Otrzymali bardzo dobre warunki do pracy, na przykład w Szczawnicy. Byli zdumieni zarówno stanem tras, jak i przychylnością obsługi. Wielu z nich na pewno wróci na polskie stoki. Jeśli w planach byłaby organizacja na tych właśnie stokach wielkiej imprezy, to przyjechaliby wcześniej na mniejsze zawody, na przykład fisowe, żeby lepiej poznać górę. To z kolei podniosłoby rangę tych fisowych zawodów i tak dalej i tak dalej… Taka samonakręcająca się spirala. W pozytywnym znaczeniu.

Bedą zmiany na stokach w Polsce?
Oczywiście. Jest już realizowany plan przebudowy dolnego odcinka stoku na Palenicy w Szczawnicy. Będzie to wyglądało tak, że na dole powstanie arena, z której widoczna będzie większa część zmagań. To bardzo pozytywne i na pewno przyciągnie kibiców na zawody. Walczymy o Szczyrk. Tu sprawy idą trochę bardziej opornie i mogłoby być lepiej, ale wierzę w pozytywne zakończenie. Inne ośrodki popatrują zazdrośnie na Szczawnicę i też by tak chciały. Będzie dobrze. O miejsca na treningi i zawody już się nie obawiam.

Sprawa wykorzystania doświadczenia Macieja Bydlińskiego. Coś na ten temat?
Byłoby grzechem nie wykorzystać wiedzy, doświadczenia, zaangażowania i osobistej charyzmy Maćka. Został on koordynatorem i pomaga w pracy trenerom. Zresztą nie tylko on. Drugim koordynatorem został Janusz Starzyk. Wszystko się powoli zmienia. Kiedyś trenerzy chcieli tylko pieniędzy, teraz pojawia się inna narracja. Na przykład: „Może zróbmy zgrupowanie?”. Zresztą takie zgrupowania się już odbyły. Niektórzy trenerzy razem z zawodnikami pojechali wraz z Ivanem do Livigno, gdzie pojawiła się także Maryna z trenerem Marcinem Orłowskim. Tam padły bardzo ważne słowa naszych czołowych trenerów do tych pracujących na niższych szczeblach: „My was nie zastąpimy, ale możemy wam pomóc”. O taki duch sportu właśnie chodzi i być może będziemy mieli drużynę. Wcześniej cel był ten sam, ale drogi w zasadzie wszystkich się rozchodziły. Teraz wydaje się, że i drogi mogą być wspólne.

Skoro już przy sprawie trenerów jesteśmy…
Rozpoczęliśmy długi i bardzo żmudny proces wdrażania licencjonowania trenerów. Do tej pory PZN licencjonował tylko kluby. Nie wnikano, kto i jak szkoli. Teraz – również na prośbę części zainteresowanych – musimy zacząć licencjonować konkretne osoby. Najpierw muszą zostać stworzone kryteria nadawania licencji, przeprowadzania egzaminów praktycznych i teoretycznych, a potem cały system trzeba będzie wdrożyć. Kilka osób się obrazi – wiem to, ale co z tego? Potrzebujemy dobrego systemu tworzenia kadr.

Bije od Ciebie znacznie większa pewność siebie, czy już możemy otwierać szampana?
No nie, jeszcze nie, ale może wkrótce… Ten sezon będzie na pewno przełomowy, a jeśli nawet nie, to dalej będziemy pracować.

Masz jakieś marzenia związane z Twoją działalnością na rzecz narciarstwa w Polsce?
Moim marzeniem jest organizacja zawodów Pucharu Świata w Polsce i polska zawodniczka czy zawodnik walczący w czubie. Czy się spełni? Tego nie wiem, ale będę się starał to zrealizować. Nie jest moim marzeniem indywidualne zwycięstwo zawodnika w wielkiej imprezie czy Pucharze Świata. To musi być ich cel, a nie mój. Moim jest silny PZN z mocnymi zawodnikami. Proces, żeby ten cel osiągnąć, jest długi, ale prosty – praca…

Będziesz kandydował na następną kadencję?
Jeśli żona i wyborcy zechcą, to tak! Miałem od początku projekt na osiem lat. Zobaczymy, co powiedzą posiadacze kart wyborczych. Może znajdą kogoś lepszego… Ja w każdym razie jestem gotów ciągnąć ten wózek jeszcze przez jakiś czas.

Dziękujemy i życzymy reelekcji. Mamy wrażenie, że coś wreszcie drgnęło w dobrym kierunku.
Dziękuję i ja.

Rozmawiali: Tomasz Kurdziel i Michał Szypliński
Artykuł pochodzi z Magazynu NTN Snow & More 2021/2022 nr 1. Chcesz więcej ciekawych treści? Zamów wersję papierową lub e-wydanie w naszym sklepie.

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.