jazda godzinna

Piotr Klin z nowym rekordem świata. Zrobił to!

Piotr Klin ustanowił nowy rekord świata amatorów UCI w jeździe godzinnej. 21 lipca w Arenie Pruszków w ciągu 60 minut pokonał dystans 49,649 km. Polak pobił dotychczasowy wynik 48,234 km, należący do Ryana Daviesa. Wynik Piotra jest od niedzieli również nowym rekordem Polski w kategorii Masters.

Po nieudanej próbie pobicia rekordu Polski przed rokiem, Piotr cały trening ustawił pod kątem osiągnięcia jednego celu – poprawienia umiejętności w jeździe po welodromie. Marzenie o sukcesie w jeździe godzinnej się spełniło i w niedzielny wieczór wszyscy opuszczali tor w Pruszkowie w doskonałych nastrojach. Zacznijmy jednak od początku…

Cisza przed burzą

W Arenie Pruszków zjawiam się tuż po 16. Na trzy godziny przed atakiem na rekord, na torze nic nie zdradza jeszcze, że będzie się tu działo coś wyjątkowego. Oprócz mnie znajdują się tu tylko dwie zawodniczki, które co jakiś czas pojawiają się na welodromie. Jednostki treningowe przeplatają rozmową. Zaczynam budować studio do transmisji na żywo, a nad Pruszkowem przechodzi oberwanie chmury. Szkoda, że lunęło – myślę, bo podobno najlepsza gęstość powietrza do bicia rekordu jest tuż przed deszczem. Ale do tego elementu Piotr przykłada w tym roku nieco mniejszą wagę. Czuje się znacznie mocniejszy.

Do naszego grona dołącza dwóch zawodników, którzy wprowadzają na trotuar swoje maszyny. Za chwilę rozpoczynają jazdę. Wszystko po to, by „nakręcić” powietrze. Jak wspominał bohater wieczoru, w reportażu nakręconym przed wydarzeniem, cyrkulacja w odpowiednim kierunku pozwoli zaoszczędzić kilka watów. Niedługo pojawia się trzeci kolarz – to Grzegorz Turkiewicz, nazywany przez Piotra „królem Mastersów”, czyli przewodniczący zarządu Komisji Masters Polskiego Związku Kolarskiego. On też kręci okrążenia dla Klina i mocno wierzy w powodzenie dzisiejszej akcji.

jazda godzinna
Żeby wszystko było jasne, o co dziś będzie walka

Na półtorej godziny przed siódmą zjawiają się rodzice Piotra. Pani Anna z ciastem marchewkowym własnej produckji, by najbliżsi znajomi syna nie głodowali.

Mam nadzieję, że mu się uda, bo już nie chciałabym przeżywać tych nerwów trzeci raz

– mówi przejęta.

jazda godzinna
Piotr dokonuje ostatnich oględzin roweru

Trybuny świecą pustkami, ale za to na trotuarze osób przybywa. Każdy chce z bliska zobaczyć co będzie się działo, przyjrzeć się rowerowi Piotra. A to spora atrakcja, bowiem nie brakuje w nim niestandardowych komponentów, będących własnymi projektami kolarza. Wreszcie pokazuje się sam maestro. Dokonuje ostatnich poprawek w maszynie – dokręca śrubkę przy sztycy, sprawdza ciśnienie w szytkach, montuje Garmina pod siodełkiem. Sprawdza też gęstość powietrza.

Jest najgorzej od trzech tygodni

– mówi z zakłopotaniem, jakby miał być to zły znak. Ale nic się nie da zrobić, trzeba jechać i koniec. Piotr przyodziewa kamizelkę z zamarzniętym żelem, by podczas rozgrzewki było mu chłodniej. Na torze jest naprawdę parno. Wsiada na rower stacjonarny i kręci przez kilkanaście minut. Konrad Drzymała, który dziś pełni rolę spikera, zapowiada trzy minuty do startu. Piotr udaje się na tor, gdzie przygotowane jest już urządzenie do wpięcia roweru. Ale obsługa musi je ściągnąć, ponieważ śmiałek chce wykonać jeszcze kilka okrążeń w spokojnym tempie. Przedstawiciel UCI popędza nieco wszystkich, by rozpocząć punktualnie o 19, ale nie ma takiej potrzeby. Widzę, że Piotr jest trochę zdenerwowany. Chciał jeszcze na chwilę podejść do studia i powiedzieć kilka słów przed próbą do osób śledzących wydarzenie w internecie. Nie ma takiej możliwości.

3…2…1… akcja!

Grzegorz Drejgier sprawdza, czy rower dobrze „siedzi” w maszynie startowej. Ustawia korby tak, by zawodnikowi było wygodnie rozpocząć „przepychanie”. A jest co przepychać. W rowerze zamontowane jest przełożenie 59×15. To o jeden ząb więcej z tyłu i o jeden mniej z przodu niż przed rokiem – efekt wielu testów. Zegar odlicza 50 sekund. Ostatnie kilka dodatkowo akcentuje sygnał dźwiękowy. Piotr naciska ile sił na pedały i rozpoczyna morderczą próbę. Teraz wszystko w jego nogach, a właściwie w głowie, bo to głową podobno bije się rekordy w jeździe godzinnej.

Na torze zostają dwie osoby. To oczywiście Piotr, który po dwóch pierwszych okrążeniach osiąga „prędkość przelotową” w okolicach 50 km/h i wspomniany wcześniej Grzegorz Drejgier, dzierżący w dłoniach iPada. Nie bez powodu zawodnik poprosił właśnie jego o asystę w trakcie próby. Grzegorz jest byłym medalistą mistrzostw Europy i uczestnikiem mistrzostw świata w kolarstwie torowym, a obecnie zajmuje się trenowaniem kolarzy. Pomagał też w przygotowaniach przed próbą i pracował nad techniką jazdy Piotra. Jego zadanie na dziś to „łapanie” międzyczasów każdego okrążenia i pokazywanie ich na ekranie pędzącemu pretendentowi do rekordu. Zawodnik podczas próby nie ma licznika na kierownicy, więc informacje przekazywane przez Grzegorza są dla niego kluczowe i pozwalają monitorować sytuację.

jazda godzinna
Pierwsze okrążenia – na razie idzie gładko
jazda godzinna
Grzegorz Drejgier pokazuje zawodnikowi czas okrążenia. Dla ułatwienia odbioru pomijana jest jedynka z przodu.
jazda godzinna
Idealna linia, idealna pozycja – wszystko pod kontrolą

Przez pierwsze kilkadziesiąt okrążeń na tablecie nie pojawia się osiemnastka. Czasy okrążeń na poziomie 17,8-17,9 sek., które „wykręca” Piotr to średnia ponad 50 km/h. Obecny rekord Polski Wojciecha Ziółkowskiego jest znacznie wyższy niż rekord świata amatorów i wynosi 50,506 km. Gdyby udało się utrzymać takie tempo i zachować trochę sił na ostatnie minuty, byłaby szansa na powalczenie również i o ten wynik. Takie było też założenie Piotra:

Spróbuję jechać okrążenia poniżej osiemnastu sekund przez pierwsze pół godziny. Zobaczę jak będę się czuł i w drugiej części docisnę, by spróbować złamać dystans 50 km. Chyba, że zaczną się problemy, to wtedy będę miał lekki zapas i nawet zwalniając pobiję 48,234 km.

W okolicy 140. okrążenia pojawia się większe zmęczenie. Piotr przestaje utrzymywać tak dobrą linię, jak na początku i odrobinę zwalnia – na iPadzie Grzegorza Drejgiera pojawiają się „osiemnastki”, ale utytułowany trener uspokaja:

Jeszcze osiemnaście minut. Jedzie całkiem fajnie, równo. Co prawda nieco zwolnił, ale myślę, że jest to takie założenie, żeby chwilę odpocząć, przez ostatnie pięć minut zaatakować i pojechać va banque.

Niestety na zaatakowanie rekordu Polski nie wystarcza sił. Ostatnie minuty to mordercza walka o wytrwanie. Ale też radość, bo gdy licznik okrążeń pokazuje wartość 193 wiadomo, że rekord świata amatorów w jeździe godzinnej zostanie pobity. Piotr, ze śliną kapiącą z brody, wyciska z siebie to co może. Chwieje się coraz bardziej, ale na torze rozlega się głośny dzwonek. To znak, że zostało ostatnie okrążenie. Huk wystrzału oznacza koniec godziny. Licznik zatrzymuje się na 198 okrążeniach, a sędziowie kalkulują dokładny rezultat. Publiczność bije brawo, a nowy rekordzista musi pokonać jeszcze kilkaset metrów, by uspokoić serce i zatrzymać rozpędzoną do granic możliwości maszynę.

jazda godzinna
Publiczność dopinguje Piotra podczas ostatnich minut morderczej godziny

Piotr udziela wywiadu na gorąco, a w międzyczasie Konrad otrzymuje od sędziów kartkę z oficjalnym rezultatem. Wiadomość o pokonaniu 49,649 km zgromadzeni w Pruszkowie przyjmują oklaskami. Następuje moment podzielenia się wrażeniami z kibicami:

Wiedziałem, że ten rekord 48,234 km jest do pobicia, więc zaatakowałem aktualny rekord Polski. Plan był taki, żeby trzymać równe tempo do 30.–35. minuty i zobaczyć jak będzie szło. Potem przyspieszyć, albo po prostu trzymać się ostatkiem sił. Jak widzieliście nie było żadnego przyspieszania. Po 55 minutach opadła mi głowa, więc nawet nie widziałem czasów.

Piotr rok temu zapowiadał, że gdy uda mu się pobić rekord, to nie pojawi się więcej na torze. Spełnił swoje marzenie, ale czy to jego ostatnie słowo?

Obiecanki cacanki… Nie wiem czy będę jeszcze podejmować kolejne próby. Inni jeżdżą na wakacje na Costa Brava albo Dominikanę, ja jeżdżę do Pruszkowa. Więc możecie sobie wyobrazić, że w tym roku w listopadzie jakaś Alta Badia albo coś w tym stylu, bo Pruszków jest bardzo fajny, ale teraz nie mam ochoty jeździć na rowerze do końca roku, a jeszcze przede mną mistrzostwa Polski i świata Mastersów w jeździe indywidualnej na czas.

jazda godzinna
Z właścicielem firmy Cart-Pack, który ufundował nagrodę pieniężną w wysokości 5000 zł dla nowego rekordzisty

Jak przystało na amatorów, po pobiciu rekordu świata amatorów, ruszyliśmy „w miasto” w kilka osób świętować sukces. Piotr o trzeciej w nocy zupełnie nie wyglądał jakby przed kilkoma godzinami przejechał niemal 50 kilometrów w absolutnie szalonym tempie.

Teraz krótki czas przygotowań i przestawienia się z powrotem na szosę. W sierpniu dwie ważne imprezy w jeździe indywidualnej na czas dla Piotra – mistrzostwa Polski Masters w Sokołowie Podlaskim (10–11 sierpnia) oraz mistrzostwa świata Masters w Poznaniu (30 sierpnia).

Relacja video z wydarzenia

Podobnie jak przed rokiem, relacjonowaliśmy to wydarzenie na żywo prosto z toru kolarskiego w Pruszkowie. Byli znamienici goście, dużo ciekawostek o kolarstwie torowym, emocje oraz wielka radość, gdy Piotr pobił stary rekord. Oto zapis całej transmisji.

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

1 komentarz do “Piotr Klin z nowym rekordem świata. Zrobił to!”

  1. W 1991 roku amerykański kolarz amator John Frey przejechał (na otwartym torze) 49,947 km i wynik ten jest oficjalnie uznany przez UCI. Wynik Piotra Klina to nie tyle absolutny rekord amatorów, a „tylko” rekord Masters w kategorii 30-34 lata (co oczywiście też jest wielkim sukcesem!).
    Co ciekawe, na zamkniętym torze więcej od Klina (o 23 metry) przejechał też w 1986 roku dobrze znany fanom kolarstwa Wiaczesław Jekimow, wtedy jeszcze amator.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.