Piotr Klin nie pobił rekordu Polski w jeździe godzinnej na czas. Uzyskał wynik 46,706 km. Pierwsze 40-50 okrążeń jechał według planu – wszystko szło dobrze. Do czasu. Wraz z kolejnymi kilometrami brak doświadczenia na torze zaczął coraz bardziej wychodzić. W połowie dystansu Piotr jechał minimalnie poniżej czasu na rekord. Pojawiły się problemy z mięśniami szyi, przez co z każdym okrążeniem coraz trudniej było mu patrzeć przed siebie i trzymać linię. Zaczął jeździć bardzo wysoko na wirażach oraz zjeżdżał poniżej czarnej linii, niejednokrotnie „łapał” gąbki pod koła. W okolicy 35. minuty było wiadomo, że próba zakończy się niepowodzeniem. Zawodnik powiedział, że już po 3/4 dystansu zaczął analizować co trzeba poprawić, by kolejna próba zakończyła się sukcesem. Możemy się więc spodziewać jeszcze jednego ataku Piotra na rekord. Teraz czas na przemyślenie strategii i odpoczynek. Dziękujemy kibicom i widzom transmisji za to, że byliście z Piotrem podczas tej morderczej godziny. Oto zapis relacji, którą prowadziłem podczas wydarzenia:
10 grzechów polskiego narciarstwa, czyli co zrobić, żeby w końcu było lepiej [ZAPOWIEDŹ]
Polskie narciarstwo alpejskie niewątpliwie przeżywa renesans, bo od czasu legendarnych sióstr Tlałek, czyli lat 80. XX wieku, mamy dwie zawodniczki, które regularnie punktują w alpejskim Pucharze Świata i kręcą