Niedawno napisałem słów kilka o konotacjach żeglarstwa i narciarstwa. Konotacjach, w których znajduję naturalne uzasadnienie. Wspominałem o Warrenie Nickersonie, który z powodzeniem ściga się na nartach i w klasie J80. Dziś naprędce wspomnę coś o niejakim Aurélienie Ducroz. Znany szeroko w środowisku narciarskim z racji bycia prosem freeskierem, co to we Freeride World Tourze ściga się bez najmniejszego obciachu. Okazuje się, że kiedy nie śmiga po narciarskich bezdrożach, bawi się w ekstremę innego typu, właśnie żeglarskiego. Startuje właśnie (wczoraj ruszył drugi etap z Madery do Brazylii) w regatach Mini Transat (to nazwa zwyczajowa, obecna oficjalna: The Charente-Maritime/Bahia Transat 6.50). Uważam te regaty za jedno z największych wyzwań żeglarskich, a to za sprawą kilku okoliczności. Otóż jest to transatlantycki wyścig samotników (a więc załogi są jednoosobowe). Jachty klasowe mają jeden podstawowy parametr: nie mogą być dłuższe na linii wodnej niż 6,5 metra. Jeśli ktoś bywa i żegluje na Mazurach, z rzadka tam można już dziś zobaczyć tak małe łódki. Ludzie, którzy wsiadają na przeżaglowane spodki solo, muszą mieć jajca jak balony wypełnione kipiącym od testosteronu nabiałem najwyższej jakości. Do wyścigu dopuszczanych jest osiemdziesięciu sterników po serii regat i formalności kwalifikacyjnych.
Ducroz, sponsorowany przez Nissana, dotarł do mety pierwszego etapu na 14. miejscu (z Francji, przez Biskaje na Maderę), co budzi szacunek mój wielki i w najbliższym czasie, jeśli przyjdzie mi komentować WFT w Sportklubie, na pewno będę mu kibicował!
W regatach tych startuje także Polak Radek Kowalczyk ze Szczecina, ale nie mam pojęcia czy śmiga na nartach. Na nartach na pewno jeździ drugi Polak, który startował w tych regatach cztery lata temu kpt. Jaro Kaczorowski. Jego start odbył się w 30. rocznicę startu kpt. Kuby Jaworskiego, o którego zamiłowaniu do narciarstwa też nic nie wiem…