Wczoraj rozejrzeliśmy się po wieczornym i nocnym Ischgl. Najpierw w programie był przepiękny Cocktail and Cigar Bar, a potem jedna z lokalnych słynnych dyskotek. W środku – jak to na „dycho”: głośno, sporo ludzi, drinki itp. Nad parkietem na specjalnych balkonikach wiją się w rytm muzyki mocno roznegliżowane panny o słowiańskiej i bałkańskiej urodzie. Jeśli ktoś lubi ten rodzaj zabawy, to na pewno znajdzie tu coś dla siebie.
Dziś jeździliśmy na nartach w Ischgl. 240 kilometrów tras i 44 kolejki i wyciągi robią wrażenie. Wybór tras o różnym poziomie trudności jest doprawdy ogromy. Najbardziej popularne są oczywiście niebieskie, na których w godzinach szczytu jest trochę tłoczno. Dla odmiany na czerwonych i czarnych jest raczej bardzo pusto. Z Ischgl można łatwo dostać się na szwajcarską stronę, do Samnaun, gdzie na narciarzy czekają „dutyfree” sklepy i restauracje. Na stokach w Ischgl widać, że ludzie, którzy tu przyjeżdżają nie oszczędzają na ciuchach i sprzęcie. Jest bardziej „na bogato” niż w wielu innych miejscach. Tym bardziej cieszy, że język polski jest często słyszany na stokach, a liczba naszych rodaków wzrasta z roku na rok.
Naszym dzisiejszym przewodnikiem był szef lokalnej organizacji turystycznej – Andy. Dzięki niemu lunch zjedliśmy w przepięknych wnętrzach Alpenhausu na Idalp. Niestety tylko dla członków, którymi są między innymi wielki książę Luksemburga Henryk i jego przyjaciel Marc Girardelli.
Dziś niestety mało zdjęć, ale pogoda trochę popsuła nam radość z jazdy: wiało, sypało i momentami nie było zbyt wiele widać.
Jutro Galtür, a i pogoda ma być lepsza.
T.
1 komentarz do “Ischgl”
jak na razie Ischgl to chyba moje ulubione miejsce. Najpiękniej jest oczywiście po szwajcarskiej stronie. Nawet śnieg jest tam jakby z bitej śmietany :)