I w końcu jesteśmy na mistrzostwach. Jesteśmy to znaczy Michał „Chomik” Szypliński i ja. Dojechaliśmy na czas, żeby zobaczyć końcówkę zawodów drużynowych i wziąć udział w konferencji prasowej z zawodnikami. W Garmisch pogoda ze słabej (zbyt ciepło) zmieniła się w tragiczną (zbyt ciepło i na dodatek wilgotno, a jutro ma padać deszcz), ale nie to jest najważniejsze. Dziś ofiarą feralnego zbiegu okoliczności, błędu, może zbyt miękkiej trasy padł jeden z faworytów giganta i slalomu – Benjamin Raich. Kontuzja jest bardzo poważna. Naderwane więzadło krzyżowe, uszkodzone naczynia krwionośne, zniszczona łąkotka i na dodatek zbite powierzchnie obu kości.
Padają pytania: czy Raich będzie w stanie i czy będzie chciał powrócić do sportu? Ma już w końcu 33 lata, a ostatnio nie wiodło mu się najlepiej. Z drugiej strony zakończyć tak wspaniałą i owocną karierę zamiast wśród wiwatów tłumu na akii też nie jest zbyt fajnie. Raich jest już operowany w Innsbrucku.
Drugim pechowcem dzisiejszego dnia był Didier Cuche. Podczas treningu, prawdopodobnie po kolizji trenerem innej ekipy złamał kciuk. Operacja jest już zakończona i Didier może pojedzie w piątek w gigancie z gipsem na ręce, ale za to prawdopodobnie bez szans. Chociażby dynamiczne wyjście z bramki startowej może być problemem. Z sal operacyjnych wróćmy jednak z powrotem na stok.
Okazało się, ze Team Event w formie slalomu równoległego to szalenie emocjonująca konkurencja. Dość powiedzieć, że Mannschaft Austria przegrał z Equipe France zaledwie o 0,01 sek. po remisie 2:2 po czterech przejazdach. Ta w zasadzie „bobslejowa” różnica to doprawdy niewiele. Na miejscu trzecim sklasyfikowano Svenska Mannskapet. Po zawodach, niektórzy z przedstawicieli zespołów byli „egzaminowani” przez dziennikarzy.
Oto co mieli do powiedzenia:
Anja Paerson: Te zawody traktowałam poważnie. Kiedy widzę, że jest walka to też chce walczyć. Czuję, że moje ciało znowu zaczyna normalnie funkcjonować i bardzo bym chciała wygrać zjazd w Aare. Nie wiem dlaczego nie idzie mi w tym sezonie, być może chcę zbyt wiele. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy będę kontynuować karierę w przyszłym sezonie. Narciarstwo i starty to całe moje życie, ale jestem już trochę zmęczona, gdyż w tym „biznesie” jestem już tak długo. W kwietniu muszę znaleźć motywację do dalszych treningów i wtedy zobaczymy co dalej.
Maria Pietilae-Holmner: Ścigamy się na pewno na serio, ale kiedy czworo zawodników z jednego kraju jest razem na starcie to czasem ciężko jest zachować powagę. Skończyło się na brązie. Bardzo podoba mi się formuła równoległego ścigania i mam nadzieję, że konkurencja ta na stałe wejdzie do programu mistrzostw i może igrzysk też.
Michaela Kirchgasser: Straciłam 0,01 sek do Marmotan i to był wypadek przy pracy – zdarza się. To co stało się z Benjaminem Raichem to znacznie większa tragedia. Beni jest bardzo poważnie kontuzjowany i nie wiadomo co będzie z jego dalszą karierą, a on przecież jest takim sympatycznym facetem. Trzymamy za niego kciuki. Team Event to fajny pomysł. To konkurencja, w której nie tylko jedziesz dla siebie, ale w pewien sposób również dla kraju. To dodaje pikanterii.
Philip Shoerghoffer: Do akcji wskoczyłem po kontuzji Beniego. To naprawdę straszne co się z nim stało. Dałem z siebie wszystko i udało się wywalczyć srebro. Slalom równoległy, który jest czymś pomiędzy SL, a GS rządzi się swoimi prawami. Jeśli zaczniesz oglądać się za przeciwnikiem to już przegrałeś. Trzeba w pełni skoncentrować się na własnym przejeździe, a to bardzo trudne, kiedy kątem oka widzi się konkurenta. Nie wiem czemu nie wszyscy traktują te zawody poważnie. Na przykład w skokach narciarskich medal drużynowy jest tak samo ważny jak indywidualny.
Cyprien Richard: To był bardzo intensywny, stresujący i na końcu wspaniały dzień. Mamy złoty medal mistrzostw świata. Już miesiąc temu razem z Thomasem (Fanarą – przyp. red.) postanowiliśmy, że wystartujemy w tych zawodach. My jesteśmy tylko gigancistami i potrzebny był nam start na mistrzostwach przed naszą właściwą konkurencją. Wyszło wspaniale i dodało nam mnóstwo motywacji na piątek. W gigancie chciałbym stanąć na podium. Marzę o tym całe moje sportowe życie. Wiem, że jestem szybki, ale na trasie tyle może się zdarzyć nieprzewidywalnych rzeczy…
Thomas Fanara: Miałem w życiu tyle kontuzji, a teraz mam złoty medal mistrzostw świata i jeszcze nie do końca mogę w to uwierzyć. Równo rok temu leżałem z kontuzją łóżku, kiedy moi koledzy i przeciwnicy walczyli na trasach w Vancouver. To było dla mnie bardzo ważne, żeby przed piątkowym GS choć raz wystartować tutaj w Garmisch i zapoznać się ze stresem. Udało się zrobić więcej, jednak w piątek to będzie inny, nowy dzień i trzeba być bardzo czujnym. Dam z siebie 100%. Siła naszego zespołu to sekret, którego nie mogę wyjawić przed wami.
Tyle zawodnicy. Wdaje się, ze Thomas Fanara to niezły żartowniś, Anja to mądra dziewczyna, a Maria Holmner ma bardzo zgrabną sylwetkę. Pędzimy na dekorację zwycięzców. Jutro ciąg dalszy. Czemu nasi nie jechali w Team Event z powodów przedstawionych przez Francuzów pozostanie tajemnica trenerów.