Dzisiaj to były dobre loty na Harendzie. Drugi dzień Akademickich Mistrzostw Polski w Narciarstwie Alpejskim 2012 upłynął pod znakiem pogody identycznej jak dnia poprzedniego. Wtedy rozgrywany był gigant. W piątek nie padało, ale lunęło wieczorem. Stok był miękki, tworzyły się rynny utrudniające jazdę. Próba utrzymania linii tuż przy tyczkach kończyła się haczeniem butami o śnieg. Jazda na okrągło z kolei skutkowała gorszymi czasami i ryzykiem kłopotów jazdy po bandzie. Na trasie Wschodu w jednym miejscu trzy setki zawodników wytarły śnieg do żywego i pobudzili chyba wszystkie krety mieszkające pod spodem. Nie brakowało znów spektakularnych upadków, wypiętych nart i zgubionych kijków (na zdjęciu u góry: Ułamek sekundy. Kijek zgubiony przez Bartłomieja Marciniaka z Politechniki Łódzkiej.). Zadam też pytanie retoryczne. Czy zawodnik ponosi odpowiedzialność za wpadnięcie w obsługę, która stoi na trasie? Podkusiło nas do tego zdarzenie, do którego w II przejeździe Wschodu doszło w okolicy wertikalu, czyli tuż przed metą.
Bliskie spotkanie trzeciego stopnia.
Kilka akcji z pogranicza lewitacji i basejumpingu udało nam się uwiecznić. Oczywiście jeszcze więcej zachwiań pokażemy Wam w galerii skifoto.pl ;)
Szarańcza. Oglądanie trasy, ze względu na zachowanie nieskażonego stoku, odbywało się spoza trasy.
Faza lotu. Jacek Mieszczak rozbity na wertikalu.
Jeśli ktoś by się poważył na spisanie określeń na temat dzisiejszych warunków na Harendzie. Polecamy komentarze poniżej. :)
Nie ustaje festiwal przebierańców. Naczelne hasło „AMP-y z klasą” obowiązuje i dziś. Oprócz tych sportowych – narciarskich, obowiązywały również elementy uznawane przez studentów za „klasowe”. Wyszminkowane panie w sukniach, futrach (i to nie tylko ze sztucznych misiów) i etolach, panowie w smokingach, frakach i krawatach. Do tego zapach wybornych perfum, tytoniu z fajki. Rozmowy z francuskim akcentem, ą, ę i wąsy, choć te ostatnie akurat obowiązywały przed dwoma laty. Niektórzy ze strojów nie rezygnowali również podczas przejazdów eliminacyjnych. Sporo narciarzy nie rezygnowało z sukni, marynarek i koszul, choć na pewno nie sprzyjało to komfortowi termicznemu.
Mateusz Garniewicz. Zmobilizowany, a do tego dziś prawie najszybszy na Zachodzie.
Maja Dembowska z Politechniki Warszawskiej w napięciu podczas II przejazdu eliminacji w slalomie.
Niektóre klasowe kołnierze zmartwychwstawały.
Dziś pod karczmą pojawiła się główna nagroda za AZS Wintercup – Fiat 500 – oklejony napisami Tauron i Bachleda Ski. Nagroda wieczorem, na uroczystym zakończeniu cyklu została wręczona Annie Berezik. Szykuje się chyba duże wydarzenie, bo Ania miała na dzisiejsze popołudnie umówioną wizytę u fryzjera. A może to tylko zbieg okoliczności :).
Każdy kreował siebie według własnego wyobrażenia. Gosia Michalik. Zalotnie.
Dla kynologów: skipies znów się pojawił. Przebiegł nawet przez cały stok, ale nikomu nie przeszkodził i nie zanotowano kradzieży.
Na szczęście na sobotę zapowiadana jest piękna pogoda. Ma być -6 stopni Celsjusza, przy pełnym słońcu. Miejmy nadzieję, że zmiana frontu przyniesie nie tylko gratkę dla fotografów, ale również urozmaicenie przebiegu mistrzostw. Jeśli będzie twardo, może mniej będzie takich przypadków, jaki zdarzył się pewnemu studentowi z Krakowa. Wszedł do finału, mimo że wziął tyczkę pod nartę, co uszło uwadze arbitrów. Ostatnio Marcel Hirscher odpierał zarzuty Ivicy Kostelicia twierdząc, że to właśnie zadaniem sędziów jest wychwytywanie przewinień, a nie obowiązkiem zawodników przyznawanie się do winy. Andrzej Bachleda nie byłby dumny. A Wy?
Tyczka pod nartą. Po prostu. Oczywiście. Ewidentnie. Bez wątpienia.