Dziś rozpoczęły się zawody Tatra Freeride Open na słowackim Chopoku w Jasnej. Warunki twarde, do ideału zabrakło jedynie puchu…
To był strzał w dziesiątkę, żeby organizować zawody razem ze Słowakami. Arena jest niesamowita, teren wymagający, a na starcie zawodnicy z Polski, Słowacji i Czech
– mówi tuz po zakończonych eliminacjach, wyraźnie odprężony główny organizator ze strony polskiej Tomek Seroczyński z agencji Wizard, sam zapalony i kompetentny freerider.
Zanim jednak przeżyliśmy cudowny i ciekawy dzień na Chopoku. We środę wieczorem odbyła się rejestracja i odprawa zawodników w kultowym klubie Happy End w Jasnej. Ponad siedemdziesięciu zawodników, oh pardon – riderek i riderów – podzielonych na cztery kategorie z uwagą słuchało, co do powiedzenia mieli organizatorzy. Było tego sporo. Kolejność startu, sprawy bezpieczeństwa, plan dnia.
Później zaprezentowano sędziów – wśród nich Andrzeja Osuchowskiego, który z powodu kontuzji nie mógł być wśród zawodników. Dziś jeszcze spróbuje przepytać Jędrka, jak podoba mu się w nowej roli…
Na stoku zagrało wszystko jak dobra orkiestra: pogoda, sędziowie, widzowie, zawodnicy. Niesamowita sceneria Lukovej Kotlinki potęgowała wrażenie: to nie jakieś tam zawody, ale freeride na najwyższym i najtrudniejszym poziomie.
Zabrakło jedynie 30 cm świeżego śniegu i zawodnicy musieli zmierzyć się z bardzo „twardymi” warunkami. Dziś były eliminacje, więc nie wszyscy jechali na 120%. Nieustane dropy w takich warunkach mogą okazać się bardzo bolesne. Na szczęście obyło się bez kontuzji.
Wieczorem sędziowie podadzą skład na dzień następny, czyli na finały.
Mam nadzieję, że pogoda „wytrzyma” a riderki i riderzy uraczą nas naprawdę przednim widowiskiem. Freeride Tatra Open zdało pierwszy egzamin na szóstkę. Oby tak dalej!
Sam Chopok stał się stacją na bardzo wysokim europejskim poziomie. Przyciąga jednak nieco inną klientelę niż ośrodki alpejskie, a to rodzi inne problemy, ale to już temat na osobny artykuł.
t.