zuznna witych

Urbanowicz na wtorek: Zuza

Tak oto spełnia się ubiegłotygodniowa obietnica. Poprzednio zapowiedziałem rozmowę z Zuzą Witych, naszą najlepszą freeriderką, która szykuje się do startu we Freeride World Tourze. Będzie jednak nie tylko o sporcie, ale i o sztuce wyższej, bo film „Zuza. Far from the peak” podbija festiwale filmowe. Do tego Zuza wyszła z inicjatywą organizacji pierwszych mistrzostw Polski we freeridzie. To wszystko w tekście poniżej.

Co prawda przed kilkoma laty były już zawody Polish Freeride Open organizowane na kanwie Polish Freestyle Open, ale coś o przedsięwzięciu ucichło. Mi osobiście marzy się taki festiwal jak przy okazji Derby de la Meije, na których przed laty bywałem w celach nie tylko imprezowych. Tymczasem Zuza Witych dopina szczegóły i wiosną chce doprowadzić do skutku pierwszy formalny czempinat kraju pod auspicjami Polskiego Związku Narciarskiego. Co prawda sam nie do końca rozumiem po co mieszać w to centralę skoków narciarskich, ale może faktycznie dla sponsorów jest to istotne i uwiarygadniające. Oto co Zuza powiedziała.
Mogę już ogłosić, że planujemy organizację formalnych pierwszych otwartych freeride’owych mistrzostw Polski pod patronatem Polskiego Związku Narciarskiego. Zatem szykuje się walka o tytuły mistrzyni i mistrza Polski we frirajdzie. Jak nam to wszystko się uda zorganizować i klepnąć, to rezerwujcie sobie termin od 11 do 14 kwietnia. Stety-niestety u sąsiadów, na Chopoku w Jasnej, ale bywalcy Tatr w okresie wiosennym wiedzą, że wtedy warunki są po prostu wymarzone, jest podkład, do tego dłuższy dzień i pewniejsza pogoda. To jest moje duże marzenie, ambicja i cel by coś takiego zorganizować, ruszyć ten temat i pokazać szerszemu gronu, jak takie zawody wyglądają od środka, aby po raz pierwszy wystartowali w takich zawodach. Strefa zawodów ma dawać szansę każdemu, kto kiedykolwiek jeździł po niewyratrakwanym stoku. Jednocześnie jadąc bardziej lewą stroną, będzie można się wykazać będąc bardziej zaawansowanym, bo są opcje w stylu skoków ze skałek. Ta ściana ma ogromny potencjał i jest znana z zawodów wyższej rangi, a jednocześnie każdy dobrze jeżdżący narciarz sobie poradzi. Jeśli ktoś nigdy nie startował, będzie to idealne miejsce i czas na debiut. Każdy przejazd będzie nagrany, będą operatorzy, drony. Zapowiada się naprawdę duże wydarzenie, obudowane świetną otoczką.

Narciarstwo pozatrasowe wiąże się z intensywnym kręceniem filmów. W zasadzie tylko FWT robi transmisje, śmigłowce, drony… A tak to wielu narciarzy we własnym zakresie kręci, publikuje edity, klipy, filmiki różnej maści. Zuza porwała się na coś naprawdę jakościowego.
Byłam niesamowicie zaskoczona pozytywnym odbiorem naszego filmu. To jest obraz pół-sportowy, pół-dokumentalny pokazujący mnie jako postać z płaskiej Łodzi, która zaczęła de facto jeździć bardzo późno, a teraz jeżdżę w Pucharze Świata. Chcieliśmy opowiedzieć historię trochę z humorem, z pewnego dystansu, pokazać Freeride World Tour od innej strony, opowiedzieć jak do tego doszło, trochę o emocjach, które się z tym wiążą. Film trwa ponad pół godziny. Przy montażu, który trwa naprawdę długo, już sami nie wiedzieliśmy, czy ten film jest naprawdę fajny. Pierwszy pokaz miał miejsce w warszawskim kinie. Otrzymaliśmy wspaniały aplauz, komplementujące komentarze. Ten moment zapamiętam do końca życia. Po prawdzie każdy kolejny pokaz, a było ich już kilkanaście, dawał bardzo dobry oddźwięk, mnóstwo fajnych reakcji od ludzi w każdym wieku, również od takich, którzy niekoniecznie znają narciarstwo. Każdy kto jest wkręcony w sport będzie usatysfakcjonowany, a ktoś kto nie ma wyobrażenia na temat moich zajawek, pozna je z bliska. Tytuł – „Zuza. Z dala od szczytów”. Tymczasem demonstrujemy go na festiwalach i oddzielnych pokazach, ale pracujemy by trafił na jedną z platform streamingowych. Udało nam się tym filmem zdobyć nagrodę główną III Festiwalu Polskich Filmów Sportowych w Zakopanem, a konkurencja była bardzo mocna, tematyka zróżnicowana, w zasadzie całe spektrum różnych dyscyplin. To nasz debiut. Przekonaliśmy się, że zrobiliśmy coś fajnego. Końcówka filmu daje nadzieję na ciąg dalszy. Jak tylko film będzie dostępny online będę to komunikowała.

Po ubiegłorocznej pauzie, Zuza wraca do FWT. Otrzymała zaproszenie (jest o tym w filmie) i będzie rywalizować w czołowej dziesiątce jeżdżącej w Pucharze Świata.
Sezon zaczęłam już w połowie listopada. Wtedy wyjechałam na Stubai na treningi. Mam już za sobą około 20 dni na śniegu i mocno żyję już rytmem ostatnich przygotowań do zawodów, bo początek Freeride World Touru za dwa tygodnie. Ponownie dostałam zaproszenie do światowej elity Pucharu Świata, czyli do TOP10. W tym roku mamy dodatkowy przystanek, więc czeka mnie sześć startów. Ruszamy z końcem stycznia, a potem cały luty, cały marzec, praktycznie start za startem.

Mimo że kalendarz FWT jest ogłoszony, z racji na specyfikę tego sportu, trzeba do niego podchodzić z pewną elastycznością.
W przypadku Freeride World Touru nie ma sztywnych dat. Czekamy na okno pogodowe spośród kilku dni wyznaczonych na zawody w danej miejscówce. My musimy mieć lepszą widoczność, więc zawody są podporządkowane pod pogodę i warunki, a nade wszystko zagrożenie lawinowe. To nas różni od na przykład narciarstwa alpejskiego, które i tak przecież jest uzależnione od warunków atmosferycznych i śniegowych. U nas tych czynników umożliwiających, ale też przeszkadzających jest jeszcze więcej. Zazwyczaj termin zawodów zostaje określony w kilkudniowym okresie. W tym roku zaczynamy między 28 stycznia a kończymy 2 lutego w Baqueira Beret, w Hiszpanii, w Pirenejach, zatem na południu. To dość ryzykowna destynacja ze względu na temperatury. Miejmy nadzieję, że zima się utrzyma. Po czym pozostajemy na miejscu, bo kolejne zawody mają się odbyć w Andorze w Ordino Arcalis w dniach 4-9 lutego. Te miejscówki oddalone są od siebie o półtorej godziny jazdy samochodem. Następnie czekają mnie dalsze podróże, bo będzie to Kanada, następnie Gruzja. To ciekawostka, bo po raz pierwszy Freeride World Tour się tam odbędzie. Lecimy tam wszyscy po raz pierwszy. Jestem bardzo ciekawa, bo słyszałam same fajne i śmieszne historie o nartach w Gruzji. Nie mogę się doczekać.

Poprosiłem Zuzę o kilka zdań na temat logistyki, podróży podczas poszczególnym przystankami FWT.
Podróże pomiędzy rundami każdy organizuje sobie sam. Dostajemy informacje kiedy dokładnie mamy dolecieć, więc jest to w miarę zorganizowane. Przykładowo w przypadku jeśli chodzi o Gruzję, dostajemy wytyczne typu – dwa dni trzeba zaplanować na przyjazd, zwracają uwagę na czas dojazdu z lotniska, jakość dróg, więc ogólnych, ale i szczegółowych informacji nie brakuje, wiadomo, część ludzi mieszka w Europie, docierają ze Stanów, z Australii, praktycznie z całego świata. Oczywiście w sytuacjach kryzysowych możemy poprosić o pomoc organizatora. Na miejscu jesteśmy zakwaterowani w jednym hotelu, wszyscy razem. Przed pierwszym przystankiem przyjeżdżamy na miejsce kilka dni wcześniej. To takie dni organizacyjne, przechodzimy szkolenie lawinowe przypominające. Osoby startujące pierwszy raz dodatkowo zapoznają się z wszelkimi zasadami, organizacją przedsięwzięcia, szkolenia wizerunkowo-marketingowe. Po prostu wstęp. Po prawdzie wszyscy to bardzo lubią. Te zajęcia cieszą się dużym zainteresowaniem ze względu na specjalistów, którzy to prowadzą oraz na wysoki poziom. Tak wygląda ten pierwszy przystanek, kolejne są już nieco uproszczone, bo przybywamy dwa dni przed zawodami, mamy mityng organizacyjny, losowanie numerów, rozdawanie koszulek, rozmowa o terenie oraz tak zwany face check. Dowiadujemy się gdzie będziemy startować i jedziemy planować przejazd linię itd.

A co jeśli pogoda nawali?
Zawsze jest tak, że w danym ośrodku jest ściana numer 1, która jest najbardziej atrakcyjna pod względem ukształtowania terenu w danym resorcie i one się często powtarzają. Jak wiadomo jednak warunki się zmieniają, silny wiatr może jednak uniemożliwić przeprowadzenie zawodów na danej ścianie, więc zawsze są stoki backupowe i nigdy niemal do ostatniej chwili nie jesteśmy pewni, że właśnie na tej głównej ścianie zostaną przeprowadzone zawody i że coś co jeździliśmy w poprzednim roku, tym razem również będzie jeżdżone. Przykładowo w Kanadzie, w nocy przed zawodami przyszedł tak silny wiatr, że wywiało śnieg z trasy i było twardo jak na betonie. A wszystko było niby przesądzone, oglądaliśmy filmiki z przejazdami sprzed roku. To okazało się skomplikowane zarówno dla zawodników jak i organizatorów. My musieliśmy się na szybko zapoznać z nową ścianą, ale trzeba było też przenieść całą infrastrukturę, metę, sprzęt do transmisji, budkę startową, namioty na mecie. Duża sprawa, ale wiadomo, to jest natura, my jesteśmy w środku gór i musimy być po prostu gotowi na wszystko.

Ulubiona trasa Zuzy.
Ostrzę sobie zęby na Kicking Horse w Kanadzie. Byłam tam raz, ale trafiliśmy na fatalne warunki. Lokalni przewodnicy mówili, że od pięćdziesięciu lat czegoś takiego nie widzieli. Wyobrażenie jest takie, że Kanada oznacza mróz i lekki śnieg, a była odwilż, wiało i padał deszcz. Mam nadzieję, że uda mi się odczarować Kanadę i trafić na legendarny puch. Nie mogę się też doczekać Gruzji, to są wysokie góry. Awizowane są Tetnuldi i Mestia. Potem finały w dobrze już znanych Fieberbrunn i na kosmicznej ścianie Bec de Roses w Verbier.

Czy coś się zmieniło w tourze podczas rocznej nieobecności Zuzy?
We FWT od tego sezonu mają obowiązywać nowe zasady punktacji. Po czterech zawodach będzie tzw. cut, czyli czołówka awansuje do finałów bezpośrednio, a druga połówka wejdzie do play-offów, od FWT Challenger, które ewentualnie pozwolą ci się dostać z powrotem do touru, coś jak repesaże piłkarskie. Zmiany kosmetyczne, nie ma rewolucji.

Z czego wynikała ta przerwa?
Przerwa była związana z kontuzją, w drugim sezonie w finałach zabrakło mi punktów by przebrnąć cut. A w tym barażach złapałam kontuzję. Na szczęście nie zerwałam więzadła kompletnie, tylko naderwałam. Uratowałam się dzięki przygotowaniu fizycznemu, bo doznałam rotacyjnego skrętu i gdyby nie moje mocne nogi, gdyby nie naderwany mięsień, mogłoby być znacznie gorzej. Uniknęłam operacji, chodziłam o kulach, a uraz zdarzył się w końcówce sezonu, więc i tak czekało mnie kilka miesięcy przerwy od sportu. Tyle szczęścia w tym nieszczęściu. Rehabilitacja bardzo intensywna, ostra. Bardzo mi zależało, aby to się już nigdy nie powtórzyło. Pierwsze dni na nartach były dość dziwne, bo gdzieś z tyłu głowy pozostaje pewien lęk. Po kilku dniach zapomniałam o tym. Miałam dużo szczęścia, wiele osób wycofuje się.

To jeszcze o tych szkoleniach lawinowych, bo wiedza to chyba nie wszystko…
Odświeżanie kursu lawinowego to absolutna podstawa. Przekonałam się o tym na własnej skórze i to bardzo dotkliwie. Podczas podchodzenia do strefy startowej na zawodach zeszła lawina i zasypała dwie dziewczyny. Byłam pierwsza na lawinisku i wraz z jeszcze jedną koleżanką wyciągnęłyśmy spod śniegu dwie narciarki. Gdyby nas tam nie było, gdybyśmy zareagowały później, albo gdybyśmy nie wiedziały jak dokładnie się zachować, nie byłoby szczęśliwego zakończenia, skończyłoby się bardzo niefajnie, by nie powiedzieć tragicznie. Zawsze respektowałam zagrożenie lawinowe, odświeżam wiedzę i praktykę, ale w sytuacji kiedy realny stres, zmęczenie, adrenalina, a nawet strach kumulują się, te wyuczone automatyzmy wypracowane na szkoleniach są kluczowe, niesamowicie ważne. Ten wypadek widzieliśmy w grupie kilku osób, może ośmiu, doświadczonych, teoretycznie każdy wiedział co robić. Jednak zareagowałyśmy tylko we dwie. Całą resztę po prostu zmroziło, czego nie chcę oceniać. Zauważyłam jak ważne jest włączenie myślenia zadaniowego, automatyzmów. Większość osób stała w szoku, a to jest kwestia minut i nawet jeśli się zna całą teorię świata, bez praktyki to nie jest to samo. Trzeba ćwiczyć.

To na pewno racja. Spotkanie z Zuzą jak zwykle robi na mnie mocne wrażenie. Jej historia została uwieczniona na filmie, który miałem szczęście już obejrzeć, czego i Państwu życzę, podobnie jak poczucia zapachu niedźwiedziego mięsa. Być może podczas zapowiadanych przez Zuzę mistrzostw Polski? Oby!

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

amp

AMP 2024: Gwiezdny pył z mistrzostw

Maja Chyla (UJ Kraków) oraz Bartłomiej Sanetra (AWF Katowice) obronili tytuły Akademickich Mistrzów Polski w gigancie, a do tego dołożyli zwycięstwa w slalomie, zgarniając komplet złotych medali. Po dwóch dniach eliminacji w wiosennej

amp

AMP 2024: Żniwa

Natalia Złoto (PK Kraków) na wschodzie i Zofia Zdort (ŚUM Katowice) na zachodzie zwyciężyły w eliminacjach kobiet do jutrzejszego finału slalomu w ramach Akademickich Mistrzostw Polski. W stawce panów dominowali Juliusz Mitan

azs winter cup

AZS WC: Duża kasa rozdana na Harendzie

Maja Chyla (UJ Kraków) i Wojciech Dulczewski (AGH Kraków) wzbogacili się o 10 tys. złotych, wygrywając slalom równoległy wieńczący sezon AZS Winter Cup. W rywalizacji drużynowej zwyciężyła reprezentacja Uniwersytetu

azs winter cup

Gadające Głowy – finał AZS Winter Cup Zakopane

Aż się łezka w oku kręci, bo to ostatnie Gadające Głowy w tym sezonie. To też ostatni występ w zawodach Akademickiego Pucharu Polski kilku zawodników i po raz ostatni przepytujemy ich na okoliczność. Jest wielka

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.