Nie jestem wielkim fanem zawodów drużynowych, choć nie przeczę, że bywają emocjonujące. Po pierwsze dlatego, że nie wszystkie nacje wystawiają najmocniejsze składy. Po drugie: mam wrażenie, że nie wszyscy zawodnicy jadą na 100% możliwości, szczególnie ci, którzy będą jeszcze walczyć o medale. Po trzecie: w tak krótkich przejazdach element przypadku odgrywa znaczącą rolę. Po czwarte: nijak nie mogę zrozumieć, czemu spece od marketingu uważają, że forma Team Event jest dla szerokiej publiki jasna i emocjonująca, a taki na przykład gigant rozgrywany w dwóch przejazdach jest nie do ogarnięcia. Ciekawe…
Nie mniej medale zostały rozdane i dziś nie było mocnych na mocny zespół Francji. Na miejscu drugim Słowacja z rewelacyjnie jeżdżącymi Vlhową i Zuzulową. Dość powiedzieć, że obie panie nie przegrały żadnego pojedynku, w którym występowały. Miejsce trzecie dla Szwecji, której reprezentanci pokonali w małym finale gospodarzy. Dla wszystkich trzech nacji były to pierwsze medale mistrzostw, więc chwała im za wyniki.
Nie popisali się Austriacy, którzy do tej pory w tego typu imprezach prawie zawsze wiedli prym. Jest też jeszcze jedna gorsza wiadomość. W mniej więcej połowie przejazdu, na trasie był półtorametrowy próg. Po skoku z tegoż uszkodził ponownie plecy Felix Neureuther i jego występy w gigancie oraz w slalomie stoją pod sporym znakiem zapytania. I to jest jeszcze jeden powód dla, którego niezbyt lubię Team Event. Cóż, Show – jednak – must go on…