shiffrin

No i po igrzyskach…

Tak, te ostatnie dwa tygodnie zleciały bardzo szybko. Z jednej strony ciszę się, że już po wszystkim, gdyż nocne i poranne transmisje nie zawsze pomagały w dobrym wypoczynku po pracy. Z drugiej strony fajnie było oglądać zmagania alpejek i alpejczyków w zasadzie codziennie.

Jeśli ciężar gatunkowy konkurencji mieszanego giganta równoległego zespołów traktować by na równi z medalami indywidualnymi (jak to robić, skoro nawet czołowi alpejczycy są w tej materii podzieleni?), to najbardziej skutecznym narciarzem ostatnich igrzysk okazał się Johannes Strolz, zdobywca dwóch złotych (team i kombinacja) i jednego srebrnego medalu (slalom). W ten sposób, człowiek, który znalazł się w Chinach tylko dlatego, że Fabio Gstrein nie dojechał do mety w Schladming przeszedł do historii. Jedynie dwóch zawodników: Toni Sailer i Jean-Claude Killy mogą pochwalić się zdobyciem trzech złotych krążków tych samych igrzysk (odpowiednio w 1956 i 1968 roku). Zaiste zmagania alpejczyków potrafią pisać niesamowite historie. Mam nadzieję, że Johannesowi sukcesy te nie przewrócą w głowie, gdyż sprawia wrażenie bardzo miłego człowieka. Po zdobyciu srebrnego medalu w slalomie opowiadał w mediach, że w wieczór poprzedzający start sam przygotowywał swoje narty. Po pierwsze, aby w razie niepowodzenia nie móc na nikogo zwalić winy za stan desek. Po drugie była to forma terapii uspokajającej. Strolza (prowadził po pierwszym przejeździe) wyprzedził jedynie Clément Noël, prezentując niesamowicie brawurowy przejazd drugi (atakował z miejsca szóstego). Z brązowym krążkiem na szyi zmagania zakończył aktualny mistrz świata, Norweg Sebastian Foss Solevåg. Na kolejnych miejscach… Kto dba o kolejne miejsca? Na igrzyskach liczy się tylko medal oraz ewentualnie wyniki reprezentantów swojego kraju. Obaj polscy reprezentanci nie ukończyli konkurencji: Paweł Pyjas z DNF w pierwszym (jak wielu innych), a Michał Jasiczek z DSQ w drugim po tym, jak zakwalifikował się do finałowej trzydziestki. Szkoda!

Zanim panowie powalczyli z pojedynczymi tyczkami slalomu odbył się jeszcze ich gigant. W noc, która poprzedzała zawody zdarzyła się rzecz niesamowita. W Yanqing zaczął padać śnieg! Intensywny opad trwał również podczas przejazdu pierwszego oraz – z mniejszym już natężeniem – drugiego. Warunki były fatalne i jeśli byłby to APŚ zapewne zawody zostałyby odwołane. Każde, minimalne nawet zgubienie linii powodowało zagrzebanie się narty zewnętrznej w świeżym śniegu i w konsekwencji upadek lub wyjechanie z trasy. W przejeździe pierwszym do mety nie dotarło 35 zawodników. W tej liczbie obaj reprezentanci Polski: Paweł Pyjas i Michał Jasiczek. W Szwajcarii spekulowano przed zwodami, czy młody jeszcze bardzo Marco Odermatt poradzi sobie z presją po dwóch niezbyt udanych startach. Marco to jednak zawodnik nie tylko dojrzały technicznie. W pierwszej próbie, pomimo przejechania fragmentu trasy na biodrze uzyskał najlepszy czas i to z dużą przewaga nad następnym. W przejeździe drugim, po zrytej, nierównej i bardzo niebezpiecznej trasie pojechał, jak przysłowiowy profesor: niezbyt brawurowo, ale wystarczająco szybko, aby utrzymać złoto. Na miejscu drugim olimpijski gigant w zawiei zakończył Žan Kranjec, co mnie bardzo ucieszyło, gdyż zawsze mu gorąco kibicuje. Medal brązowy wywalczył Mathieu Faivre.

Przed zjazdem pań najczęściej zadawanym pytaniem było to o ewentualny udział Sofii Goggii. Włoszka pojawiła się na treningach pomimo absencji w supergigancie. Start Goggi należy zaliczyć do sportowych cudów, gdyż zawodniczka trochę ponad dwa tygodnie przed olimpijskim występem uległa kontuzji. Jak podawały agencje doszło do złamania kości strzałkowej i naderwania więzadła. Sofia Goggia to jednak nie jest byle kto, ale osoba obdarzona nieprawdopodobnie mocnym charakterem i taką też siłą fizyczną. Ostatecznie Włoszka wywalczyła medal srebrny, ulegając jedynie Corinne Suter ze Szwajcarii. Na miejscu trzecim dość nieoczekiwanie zameldowała się również Włoszka, Nadia Delago. Nie jestem wielkim fanem Sofii Goggii, gdyż zawodniczka ta często prezentuje bardzo egocentryczną postawę i jeszcze podkreśla to w swoich wypowiedziach do mediów, ale przyznać muszę, że jej wynik na igrzyskach imponuje. Doprawdy szacun!

Ostatnia konkurencją pań (i zapewne ostatnią na igrzyskach w ogóle) była kombinacja. Na starcie stanęło zaledwie 26 zawodniczek, ale przynajmniej pięć z nich mogło liczyć na złoty medal. Do faworytek na pewno zaliczyć trzeba było Mikaelę Shiffrin, ale także Wendy Holdener, Michelle Gisin czy Federicę Brignone. Jedna z wymienionych przeze mnie pań startował z vendettą w sercu. Mowa o Michelle Gisin, która w ostatniej chwili została przez trenerów odsunięta od udziału w olimpijskim zjeździe, a jej miejsce zajęła Joana Hählen. Zawodniczka, która raczej nigdy nie trzyma języka za zębami tym razem ograniczyła się do jednej wypowiedzi: „kein Kommentar”. Niesmak jednak pozostał… W kombinacji Michelle poszła jak burza (szczególnie w slalomie), broniąc swój złoty medal z Korei i udowodniając kto w kombinacji rządzi. Na miejscu srebrnym skończyła Wendy Holdener, a brąz powędrował do Federiki Brignone. Dopiero po udanych zawodach u Gisin rozwiązał się język. Zawodniczka w ostrych słowach skrytykowała trenerów i rodzimą federację za mało przejrzystsze kryteria udziału w zjeździe. Była pewna, że brązowy medal supergiganta zapewnia jej miejsce w składzie i na treningach nie podejmowała zbędnego ryzyka. Trenerzy zdecydowali, że zjazd pojedzie zamiast niej jednak Hählen, gdyż uzyskała najlepszy czas ostatniego treningu.

Wcale nie jestem przeciwna takiemu sposobowi ustalania ostatecznego składu, ale dobrze by było, żeby zawodniczki wiedziały o nim zawczasu

– powiedziała rozgoryczona Gisin.

I tak zatoczyliśmy koło wracając do ostatniej konkurencji, jaką była drużynówka. Austriacy wystąpili w najmocniejszym składzie. Francuzi, Niemcy, czy Włosi też. Szwajcarzy raczej nie, gdyż bohaterowie igrzysk Gut, Gisin i Odermatt polecieli do domu. Bulwarówki spekulowały, czy „Secundos” (tak pieszczotliwie nazywano drugo-garniturowy skład) da radę. Cóż, nie dla wszystkich nacji drużynówka jest priorytetem. Zwyciężyli Austriacy pokonując w finałach Niemców. Brąz poszedł w ręce Norwegów, którzy wygrali z Amerykanami. Na miejscu piątym Francuzi. Tym samym, zarówno Mikaela Shiffrin, jak i Alexis Pinturault zakończyli igrzyska bez medalu. Tych dwoje zawodników (no może jeszcze Kristoffersen), to niewątpliwie najbardziej przegrane postacie igrzysk. Mikaela w z żadnej z konkurencji technicznych nie dojechała do mety, a przecież do tej pory prawie wcale nie wypadała z trasy. Alexis wyglądał na bezradnego zarówno w gigancie, jak i w slalomie. W kombinacji wypadł… Doprawdy żal było na to patrzeć. W liczbie medali zwyciężyli Szwajcarzy, a Lara Gut-Behrami zaliczyła najlepszy wynik wśród pań (złoto w supergigancie, brąz w gigancie). Gisin, Holdener (no i Włoszka Brignone) też mogą zawiesić sobie na szyjach po dwa, ale minimalnie mniej warte (Gisin zdobyła złoto w kombinacji, a to jednak nie ten sam ciężar gatunkowy). Wśród panów wspominałem już Johanesa Strolza.

My możemy być całkiem zadowoleni z ósmej pozycji Maryny i trzech miejsc naszych pań w pierwszej trzydziestce giganta oraz drużynowego miejsca 10. naszego teamu. Nasi wyprzedzili ekipy Chin, Rosji, Słowacji, Szwecji i Czech stając się choć minimalnie zauważalni. Osobiście jestem zadowolony (choć oczywiście, że wierzyłem w wynik Maryny na pudle), gdyż po raz pierwszy od dziesięcioleci mamy zalążek drużyny, a to już coś. Bardzo więc za to dziękuję wszystkim zawodniczkom i zawodnikom oraz koledze z dzieciństwa Marcinowi Blauthowi, bez którego zaangażowania wyniki te nie miałyby miejsca.

Już za cztery lata, już za cztery lata…

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

nowe narty

Nowości w świecie nart na 2024/2025

Tradycyjnie na początku sezonu rzucamy garść newsów. Z mnogości mniej lub bardziej udanych innowacji technicznych staramy się wybrać te najbardziej wartościowe. Skitouring, freeride, allmountain czy jazda po przygotowanych trasach –

maxx booldożer

Słodkie życie zwykłego instruktora

Osrodek narciarski X gdzieś we Włoszech, grudzień, godzina 6.35. Budzik przeszywa i ogłusza. Za oknem jest jeszcze ciemno. Buty, kask, bidon, rękawiczki – w plecaku. Wkrętarka z zapasową baterią, wiertarka, klucz

braathen

Cały we łzach – po pierwszym gigancie sezonu

Szast-prast, i ani się obejrzeliśmy, jak rozpoczął się kolejny alpejski sezon. Tradycyjnie pierwsze zawody odbywają się w ostatni weekend października w austriackim Sölden, na wymagającej trasie lodowca Rettenbach. Nigdy

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.