Moje ulubione 2016/2017

Oto kolejna porcja moich ulubionych nart po naszych (i nie tylko naszych) testach wiosennych. Jak co roku przedstawiam dziesięć modeli, które wywarły na mnie największe wrażenie. Oczywiście moja ocena jest całkowicie subiektywna i nie jest wynikiem statystycznej obróbki danych. Ot, po prostu, te mi się podobały i już.

Pewne doświadczenia w testowaniu nart jednak mam. Czynię to od 1989 r. co sezon w „służbie” różnych magazynów narciarskich („Skilaufer”, „SkiMagazyn”, „Sciare”, „DSV Info”, „Planet Snow”) i dodatkowo od 15 lat wraz z Michałem Szyplińskim organizujemy nasze własne testy „Magazynu NTN Snow & More”. W efekcie co roku od 25 lat przejeżdżam przynajmniej 50 par desek w warunkach testów, czyli na wytyczonej trasie i w grupach przeznaczenia. Dodatkowo dochodzą firmowe prezentacje na śniegu niesłusznie zwane testami. Ot taka autopromocja.

Blizzard WRC Racing WC-Piston / Nordica GSR RB EVO 182 cm

blizzard
nordica
Czemu na szczycie listy moich ulubionych nart na sezon 2016/2017 znajdują się dwie pary desek i to w dodatku różnych marek – zapyta zapewne wielu czytelników. Spieszę z wyjaśnieniem: są to po prostu takie same narty. Jeszcze nie tak dawno najwyższe sportowe modele Nordiki i Blizzarda (choć miały identyczną geometrię) różniło kilka szczegółów, na przykład stosowany przez pierwszą firmę zewnętrzny system stabilizujący EDT. Od nadchodzącego sezonu ten wykonany z włókna węglowego element zamknięto wewnątrz konstrukcji i tym samym oba modele stały się identyczne. Na naszych testach trudno było wyczuć pomiędzy nimi jakiekolwiek różnice, choć Blizzardy były nieco agresywniej przygotowane, co z kolei nie wszystkim się podobało. Ostatecznie, na następny sezon, ze względu na grafikę wybrałem dla siebie Blizzardy WRC, gdyż przypominają mi one moje pierwsze zagraniczne deski – słynne Blizzardy Firebird w pomarańczowo-niebieskie romby (może ktoś je jeszcze pamięta). Nie wybrałem tych desek jednak tylko z powodu grafiki. Są one po prostu świetne i każdy doświadczony narciarz powinien mieć taką (lub podobną) parę w swoim „garażu”. Ze względu na konstrukcję wziętą wprost z modeli sportowych deski te doskonale trzymają nawet w bardzo twardych warunkach. Całkiem wydatna geometria (promień 20 m przy 182 cm długości) powoduje, że narty ochoczo inicjują cięte wiraże, a długa krawędź kontaktowa (niskie i krótkie dzioby bez rockera) wraz z szerokością w najwęższym miejscu wynoszącą 70 mm zapewnia fantastyczną stabilność w łukach o dużych i średnich promieniach. Użyta konstrukcja sprawia, że narty te są też szalenie (jak na sklepówki) dynamiczne i odpowiednio przyciśnięte na końcu wirażu przenoszą pilota w następny bez najmniejszych problemów. Są też wystarczająco agresywne i stabilne, żeby jeździć na nich amatorskie giganty i to – jak sądzę – nie bez szans w walce z konstrukcjami komórkowymi (szczególnie jeśli trasa będzie mocno podkręcona). Niestety w normalnych warunkach nie zawsze zdarza nam się jeździć po idealnie twardych i gładkich trasach, ale i na gorzej przygotowanych lub nieco już rozmiękłych stokach Blizzardy WRC nie zawiodą. Dzięki wspominanej już szerokości pod butem nie grzęzną tak beznadziejnie w miękkim śniegu jak konstrukcje stricte sportowe. Podsumowując: potencjalny nabywca otrzyma do dyspozycji wspaniałe, szybkie maszyny do „połykania” kilometrów tras na krawędziach nart w rozległych alpejskich ośrodkach oraz do amatorskich treningów i startów w zawodach. Zadziwiająco uniwersalne deski sprawdzą się też na bardzo stromych stokach w klasycznym śmigu. Jedyny mankament to krótkie cięte wiraże, do których nie zostały zaprojektowane, ale za to zadziwiają ogromną stabilnością przy najwyższych prędkościach.

Scott Sage 177 cm

scott
Niesamowite deski! Nawet się nie spodziewałem, że narty o 100 mm szerokości pod butem mogą sprawiać tyle frajdy na przygotowanych trasach (wyjątek stanowiły moje ukochane Hendryxy PH, które mając 110 mm pod butem, jeżdżą po trasach jak funcarvery). Scott Sage to kolejny przykład, że można zrobić uniwersalne i w miarę szerokie deski w zasadzie dla każdego narciarza.
Pierwsze wrażenie jest powalające. Nie było chyba w naszej grupie testera, który nie zachwycałby się urodą tych nart. Wyglądają bowiem jak landrynki – wesołe i kolorowe. Kiedy wygina się je w rękach, są szalenie elastyczne, a to troszkę niepokoi, jak sprawować się będą na przygotowanych trasach. Niepokój ustępuje jednak po kilku pierwszych skrętach. Sage idealnie dopasowują się do terenu i pomimo rockera w części dziobowej czuć, jak pracuje cała krawędź. Fakt, deski są elastyczne, ale dzięki temu można łatwo zmusić je do jazdy nawet dość krótkimi ciętymi wirażami (o średnich i długich nie wspominając), a to znakomicie zwiększa ich wszechstronność. W szuranych skrętach z ześlizgiem trudno znaleźć lepsze, a śmig wychodzi na nich w zasadzie samoistnie. Największą zaletą tych nart jest moim zdaniem zdolność do jazdy po każdym podłożu. Od dobrze wyratrakowanych tras, aż po zastosowanie w puchu lub nawet w muldach (pomimo szerokości). Jedynie zawodniczy lód może przysporzyć trochę kłopotów, ale – ciągle podkreślam – to są deski o 100 mm pod butem. Dynamika Scottów Sage jest przeciętna. Trudno oczekiwać, żeby tak elastyczne i szerokie narty działały jak trampolina i szybko przechodziły z wirażu w wiraż. Za to komfort jest bajeczny. Deski amortyzują wszystkie nierówności i największe nawet lodowe kalafiory nie posiniaczą piszczeli. Podsumowując: Sage to narty, które zdecydowanie chcę mieć. Przede wszystkim do komfortowej jazdy przez cały dzień w trudnych warunkach śniegowych lub przy złej widoczności z opcją szybkiego wyskoczenia poza przygotowane trasy. Demonami prędkości nie są, ale wszystkie inne zalety z nawiązką niwelują tę słabość.

Salomon X-Race LAB 175 cm

salomon
Przez dwa ostatnie sezony moimi ulubionymi nartami w naszych testach były Atomiki XT. I choć model XT to nadal świetne narty, w testach znalazła się para o nawet nieco lepszych właściwościach na trasach. Nic dziwnego – Salomony LAB zbudowane są zgodnie z dokładnie tą samą geometrią co XT, ale dodatkowo wykonano je w „wyścigowej” technologii. To sporo zmienia. X-Race LAB to deski, na których trzeba jeździć. Chcą i lubią być poganiane. Im mocniej przyciśniesz je w trakcie wirażu, tym więcej energii oddadzą na jego końcu. Trzymają bombowo, dosłownie jak żyletki i to zarówno statycznie, jak i dynamicznie. Do inicjacji wirażu i przejścia z krawędzi na krawędź wystarczy przerolować gałki oczne (no może trochę przesadziłem), tak lekko to robią. W porównaniu do modelu XT są nieco sztywniejsze poprzecznie, co z jednej strony powoduje większą precyzję w łukach, a z drugiej sprawia, że mniej wybaczają ewentualne błędy techniczne (nie można na nich zostać na tyłach). Te deski chcą być prowadzone czysto na krawędziach i koniec dyskusji. Jeśli ktoś tego nie potrafi, to proszę poszukać innej pary. Większa od XT jest także ich sztywność podłużna, a to sprawia, że lepiej prowadzą długie łuki na krawędziach, ale nie tak chętnie jadą krótkimi, które po prostu wymagają więcej siły. Idę o zakład, że Salomony X-Race LAB pomimo zaledwie 175 cm długości znakomicie sprawdzą się w amatorskich gigantach, szczególnie dla lżejszych narciarzy i w bardzo twardych warunkach. Podsumowując – X-Race LAB to fenomenalne narty dla ludzi o sportowych ambicjach i… technice. Są dość uniwersalne w zakresie długości łuku, ale nie podłoża. Ze względu na bardzo niewielką szerokość pod butem ich zastosowanie ogranicza się do bardzo dobrze przygotowanych, najlepiej zlodzonych tras. To dobra wiadomość, gdyż akurat lubię jeździć w takich warunkach.

Head Worldcup Rebels i.SL

head
Slalomowe, sklepowe Heady do tej pory bardziej przypominały funcarvery niż rasowe slalomki. I choć jeździło się na nich wspaniale (głównie łukami o średnich promieniach), to ciężko było mówić o slalomowej zwinności. Wraz ze zmianą geometrii na sezon 2016/2017 sklepowe slalomowe Heady stały się jednymi z najbardziej energetycznych nart w grupie. Zmieniono nie tylko ich wymiary, lecz także kształt krawędzi, których linia nie przebiega już po wycinku okręgu, ale przypomina bardzo mocno rozciągniętą literę U. Niskie, szerokie dzioby pomagają w błyskawicznej inicjacji wiraży. Niewielka szerokość pod butem pozwala przechodzić z krawędzi na krawędź w okamgnieniu. Prawie równolegle poprowadzona linia krawędzi w środkowej części nart dodaje stabilności. No i mamy prawdziwe narty slalomowe. Troszeczkę nerwowe, ale – moim zdaniem – takie właśnie powinny być. Fantastycznie inicjują i stabilnie prowadzą cięte wiraże o niewielkich promieniach. Jak na narty sklepowe ich dynamika jest ponadprzeciętna. Podsumowując: kuracja odmładzająca się udała i otrzymaliśmy bardzo energetyczne i zwinne narty slalomowe. W sam raz dla entuzjastów krótkich ciętych łuków i wszystkich tych, którzy chcieliby popróbować trochę ciasnych, carvingowych wiraży na treningowych, krótkich tyczkach slalomowych. Dla mnie mogłyby być nieco cięższe, a to na pewno dodałoby im ździebko stabilności na bardzo twardym podłożu.

Rossignol Hero Elite LT Ti 176 cm

rossignol
Dla mnie te deski obok Scottów Sage były największym zaskoczeniem testów. Kiedy bierzemy je do ręki, niby niczym szczególnym się nie wyróżniają (oprócz szaty graficznej). Ot, takie normalne sklepowe gigantki, może nawet nieco za krótkie, żeby je dobrze porównać z innymi. No i mają w dziobowej części mały rocker, który tego typu nartom raczej nie dodaje sportowego charakteru. Obraz zmienia się całkowicie po kilkunastu skrętach. Rossignole Hero LT to jedne z najbardziej harmonijnych desek, na jakich zdarzyło mi się jeździć. Wycinać na nich łuki to zaiste sama przyjemność. Narty znakomicie radzą sobie w długich i średnich wirażach. Krótkie też są możliwe, jeśli wprowadzi się elementy ześlizgu. Można też na nich jeździć bardzo szybko bez obawy o utratę stabilności. Dodatkowo są bardzo komfortowe i całodzienna jazda nie będzie stanowić najmniejszego problemu. Słowem: fantastyczne deski dla dobrego narciarza do zabrania na wyjazd zagraniczny do ośrodka z dużą liczbą długich tras. Hero Elite LT mają jednak też swoje drugie oblicze. Odpowiednio mocno dociśnięte objawiają całkiem sportowy charakter: są dynamiczne, precyzyjne i pewne. Bardzo szybko, ale płynnie oddają energię na końcu każdego wirażu. Znakomicie trzymają nawet na bardzo twardym stoku. Bez problemów można pojechać na nich amatorski gigant. Podsumowując: bardzo uniwersalne narty dla narciarzy na bardzo dobrym poziomie zaawansowania. Szczególnie przydatne dla ludzi, którzy chcą mieć tylko jedną parę nart na trasy. Dla instruktorów wymarzone narzędzie pracy (i to właśnie w tej długości).

Stöckli Laser AX 175 cm

stockli
Jazda na kolejnej odsłonie kultowych nart szwajcarskiej firmy Stöckli to jak spotkanie po latach ze starym, dobrym kolegą. Wszystko jest przewidywalne, ale czujemy, że coś się jednak zmieniło. Nie wiem, czy to za sprawą zupełnie nowej technologii wykonania, czy też technicy Stöckli po prostu dopieścili konstrukcję, ale Laser AX to w każdym calu narty kompletne. Oczywiście pod warunkiem, że nie oczekuje się od nich stricte sportowych osiągów. W konstrukcji tych nart wykorzystano nową technologię „Turtle shell” wzorowaną na działaniu skorupy żółwia. W skrócie: maleńkie „fugi” pomiędzy rogowymi płytkami skorupy żółwia sprawiają, że pancerz jest elastyczny i zwierzę może oddychać. W przypadku nagłego uderzenia płytki klinują się jedna o drugą i tworzą mocną i sztywną skorupę. Identycznie działa technologia Stöckli. Wraz ze wzrostem prędkości deski sztywnieją i stają się coraz bardziej dynamiczne – twierdzą szwajcarscy technicy. W warunkach testu na śniegu trudno to sprawdzić, ale faktem jest, że Laser AX to narty o wielkiej wszechstronności i ogromnym komforcie bez względu na prędkość. W jeździe powolnej są bardzo przyjazne i łatwe, a nie tracą nic ze stabilności wraz ze wzrostem prędkości nawet do sporych wartości. Bombowo też trzymają na twardym i harmonijnie, bez wysiłku wykonują cięte łuki na krawędziach. Niestraszne im też bardziej miękkie warunki oraz muldy. Laser AX to zdecydowanie narty allmountain do zastosowania przede wszystkim na trasach. W głębszym śniegu ich zastosowanie jest możliwe, ale wielkiej przyjemności z jazdy nie ma. Po prostu wypór jest zbyt mały. Podsumowując: Laser AX to narty o zdecydowanym charakterze, przeznaczone dla osób jeżdżących w każdych warunkach pogodowych, głównie w obrębie przygotowanych tras. Ich komfort i wszechstronność (szybkość i długość łuku) są legendarne. Nie należy spodziewać się po nich sportowych osiągów.

Völkl RTM 81

volkl
Uuuu! Poważna sprawa. Tak szalenie wszechstronnych desek trudno jest się doszukać w kolekcjach innych firm. Jeśli ktoś planuje tylko jedną parę i nie ma ambicji sportowych, RTM-y powinny znaleźć się wysoko na liście. Za sprawą fantastycznej konstrukcji 3D.Ridge opisywanej w ubiegłorocznym „NTN-ie” RTM 81 są bajecznie dynamiczne – jak na narty z tej grupy oczywiście. Dzięki temu bardzo sprężyście przechodzą ze skrętu w skręt i to pomimo sporej szerokości na odcinku pod butem oraz rockerów. RTM 81 fantastycznie też trzymają na twardym podłożu, a w skrętach na krawędziach czuć, jak pracuje cała krawędź nawet przy niewielkich kątach zakrawędziowania (znowu pomimo rockera). RTM 81 najlepiej czują się w długich łukach wykonywanych na wielkiej prędkości. Trudno jechać tak szybko, żeby doprowadzić je do granicy możliwości, to znaczy wibracji lub niebezpiecznego kłapania dziobami. Ciasne wiraże możliwe są z pewną dozą ześlizgów, ale i do nich potrzeba trochę siły. W porównaniu do konkurencji, którą w tej grupie stanowi Stöckli Laser AX, są minimalnie mniej uniwersalne na trasach, ale pokonują szwajcarskiego rywala w jeździe poza wytyczonymi szlakami. Znowu za sprawą konstrukcji deski te nie stawiają prawie wcale oporu bocznego w głębszym śniegu, gdyż są bardzo cienkie. Podsumowując: Linia RTM to gwarant dobrej zabawy na śniegu. Wszechstronne, dynamiczne i zarazem komfortowe deski do jazdy przez cały dzień i dzień po dniu w każdych warunkach. Dla wszystkich, którzy posiadają tylko jedną parę nart i jeżdżą rekreacyjnie.

Dynastar Speed WC FIS GS 182 cm

dynastar
Narty długie, wąskie i wspaniałe. Muszę przyznać, że jedyną dobrą rzeczą, którą zdążył wprowadzić do nart FIS-owych mój „ulubieniec” Günther Hujara, zanim organizacja wysłała go na zieloną trawkę do Korei, było zmniejszenie szerokości nart zawodniczych do 65 mm pod butem (to nic, że ten sam pan kilka lat wcześniej nakazał zwiększenie tejże szerokości, w obu przypadkach argumentując względami bezpieczeństwa zawodników). Fakt jest faktem: wąskie narty są o wiele szybsze z krawędzi na krawędź i wymagają znacząco mniej siły do utrzymania ich w skręcie na krawędzi przy sporej prędkości i bardzo twardym podłożu. I jeśli do tego dodamy masterską, rozsądną długość, to otrzymamy bardzo fajne sportowe deski. I takie właśnie są Dynastary Speed WC FIS GS. Szybkie jak błyskawica i jednocześnie wcale nie tak bardzo męczące, o ile jedzie się szybko i na krawędziach. Teraz zła wiadomość: żeby w pełni wykorzystać ich potencjał, niestety trzeba umieć jeździć, gdyż same robią niewiele. To nie sklepowe gigantki, które postawione na krawędziach zaczynają skręcać. Tu trzeba precyzyjnie kończyć wiraże i nie odprężyć desek, zanim nie postawi się nowej zewnętrznej narty na wewnętrznej krawędzi. Jednym słowem trzeba się przyłożyć, ale odpowiednio dociskane zakręcają ochoczo i nawet wcale ciasno. Są też bardzo stabilne w łukach przy dużej i bardzo dużej prędkości i trudno znaleźć granicę, kiedy zaczną sprawiać kłopoty z kontrolą (mnie się nie udało). Oczywiście ich wszechstronność jest marna. Stworzone do jazdy gigantów (i to całkiem prawdziwych) oraz długimi skrętami po twardej nawierzchni. W miękkim śniegu grzęzną beznadziejnie i trzeba się z nimi siłować. Podsumowując: absolutny „must have” dla wszystkich jeżdżących zawody poważniejsze niż branżowe giganty. Rzeczą oczywistą jest utrzymywanie krawędzi i ślizgów w idealnym stanie. W przeciwnym razie nie zechcą kooperować.

Fischer Curv DTX

fischer
Bardzo czekałem na możliwość jazdy na tych nowych nartach firmy Fischer. W końcu nazwiska byłych zawodników zamieszanych w powstanie całej linii Curv mówią same za siebie. W stworzeniu kolekcji udział wzięli: Michael von Grünigen, Kristian Ghedina i Hans Knauss. Ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu na nasze testy dotarł nie pierwszy, ale drugi model linii oznaczony symbolem DTX. Pomimo to jazda na tych deskach była ogromną przyjemnością. Od pierwszego skrętu czuć, że konstruktorzy przyłożyli się do zadania stworzenia wszechstronnych nart dla bardzo dobrze jeżdżących dżentelmenów. Właśnie tak! Narty Curv DTX zapewne nie będą ulubionym wyborem młodych ludzi o sportowych ambicjach, ale znajdą nabywców wśród narciarzy ekspertów mających okres szaleństw na stoku już za sobą. Stanie się tak zapewne, gdyż Curv DTX to narty stateczne (nie mylić ze statyczne). Od pierwszego skrętu są całkowicie przewidywalne i nie potrzebują wcale okresu adaptacji. Są też szalenie harmonijne zarówno w łukach na krawędziach, jak i tych wykonywanych z ześlizgiem. Curv DTX nie są na pewno nartami o niskiej masie, co świadczy o zastosowaniu pełnego, drewnianego rdzenia, ale właśnie dzięki temu są szalenie stabilne w szybkiej jeździe (pomimo zaledwie 171 cm) i bardzo (ponadprzeciętnie) mocno trzymają na lodzie. Pomimo sporej masy jazda łukami o dużych i średnich promieniach nie wymaga wielkiego wysiłku. Dopiero krótkie wiraże na krawędziach wymagają sporego zaangażowania, pomimo niezłej dynamiki konstrukcji. Podsumowując: szalenie udany debiut nowej linii Fischera. Bardzo wszechstronne i dynamiczne narty dla ludzi o dobrej technice jazdy do zastosowania na przygotowanych stokach. Można na nich komfortowo i z wielką przyjemnością „połykać” wielkie przestrzenie alpejskich stoków.

Znaczniki

Podobało się? Doceń proszę atrakcyjne treści i kliknij:

3 komentarze do “Moje ulubione 2016/2017”

  1. Witam, chciałem się Pana poradzić, jeżdżę obecnie na head isl, chciałem kupić 2 nartę do dłuższych łuków i całodziennej, carvingowej, jazdy. Waham się między Head worldcup irace a isupershape speed? Co by Pan polecił. 177 cm, 78 kg, umiejętności 6-7.Pozdrawiam.

    Odpowiedz
    • Ja osobiście poleciłbym atomica XT albo nowe fishery curv’y. Te drugie raczej lepiej nadadzą się na polskie warunki i raczej będą wymagać mniej siły w długich łukach. Ale to tylko teoretycznie, bo na żadnych nie jeździłem. Tylko z tego, co czytałem o testach.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Zobacz także

Inne artykuły

amp

AMP 2024: Gwiezdny pył z mistrzostw

Maja Chyla (UJ Kraków) oraz Bartłomiej Sanetra (AWF Katowice) obronili tytuły Akademickich Mistrzów Polski w gigancie, a do tego dołożyli zwycięstwa w slalomie, zgarniając komplet złotych medali. Po dwóch dniach eliminacji w wiosennej

amp

AMP 2024: Żniwa

Natalia Złoto (PK Kraków) na wschodzie i Zofia Zdort (ŚUM Katowice) na zachodzie zwyciężyły w eliminacjach kobiet do jutrzejszego finału slalomu w ramach Akademickich Mistrzostw Polski. W stawce panów dominowali Juliusz Mitan

azs winter cup

AZS WC: Duża kasa rozdana na Harendzie

Maja Chyla (UJ Kraków) i Wojciech Dulczewski (AGH Kraków) wzbogacili się o 10 tys. złotych, wygrywając slalom równoległy wieńczący sezon AZS Winter Cup. W rywalizacji drużynowej zwyciężyła reprezentacja Uniwersytetu

azs winter cup

Gadające Głowy – finał AZS Winter Cup Zakopane

Aż się łezka w oku kręci, bo to ostatnie Gadające Głowy w tym sezonie. To też ostatni występ w zawodach Akademickiego Pucharu Polski kilku zawodników i po raz ostatni przepytujemy ich na okoliczność. Jest wielka

Newsletter

Dołącz do nas – warto

Jeśli chcesz dostawać informacje o nowościach na stronie, nowych odcinkach podcastu, transmisjach live na facebooku, organizowanych przez nas szkoleniach i ważnych wydarzeniach oraz mieć dostęp do niektórych cennych materiałów na stronie (np. wersji online Magazynu NTN Snow & More) wcześniej niż inni, zapisz się na newsletter. Nie ujawnimy nikomu tego adresu e-mail, nie przesyłamy spamu, a wypisać możesz się w każdej chwili.