NTN Snow & More 2017/2018 nr 2

Wyprawy 50 śniegu. Gevorg uśmiecha się tajemni- czo i mówi, że tak, oczywiście, że z tej. Po chwili dodaje, że to stok południowy, a my będziemy podchodzić i zjeżdżać od północy. Faktycznie nasz bus okrąża górę z prawej strony i nagle mamy dwa metry śniegu. Sprawdzam wysokość – startujemy z 1700 m n.p.m. 7 km po- dejścia i potem zjazd tą samą drogą. Pięknie świeci słońce, smarujemy się, rozbieramy do samej bielizny. Fajny dzień na start. Robimy zdjęcia, prze- gryzamy coś podczas odpoczynków. Na początku śnieg jest trochę mokry od słońca, u góry czeka nas fantastyczny firn. Nie tylko nie spodziewałem się, że na tej górze jest śnieg, nie sądziłem też, że będzie tak fajny. Jedyną przeszkodą jest wianuszek gęstego bukowego lasu, który musimy pokonać. W doskonałych względu na psy. Sypał gęsty mokry śnieg, a widoczność była żadna. Wioska wyglądała na senną i nie byłoby w niej nic ciekawego, gdyby nie to, że kiedy spoj- rzałem na zegarek, to zobaczyłemwyso- kość 2600 metrów. Ta wieś jest wyżej niż szczyt Ara! Gevorg otwiera drzwi, a psy łaszą się do nas i merdają ogonami. Kie- dy już założyliśmy narty i w kiepskiej wi- doczności ruszyliśmy do góry, psy towa- rzyszyły nam cały czas, wręcz chroniąc naszą ekipę. Żmudne i nudne podejście we mgle na 3600 m. Trochę kiepsko się oddycha. W końcu koniec, płaski szczyt, można na nim spokojnie rozegrać mecz tenisa. Odklejam foki, ubieram się i chcę jak najprędzej zjechać. Coś jeszcze jemy, drapiemy psy. Jest taka mgła, że nawet nie widzę zbyt wyraźnie, jakie jest nachy- lenie stoku. Do Armenii wziąłem specjal- humorach wracamy do Erewania na ko- lację w restauracji z miejscową kuchnią, ale zanim na nią dotrzemy, zwiedzamy w drodze powrotnej kościół, który ma 1500 lat. Strasznie dziwnie dotyka się prastarych murów świątyni, która stała 500 lat przed chrztem Polski. W Armenii nawet złe dni okazały się dobre. Kto łaził po Kaukazie, ten wie, że najniebezpieczniejsze są wielkie ku- dłate owczarki, które pilnują stad owiec i walczą na śmierć z watahami wilków. W Gruzji swego czasu o mało mnie nie rozszarpały, więc kiedy w Armenii doje- chaliśmy do wioski spowitej gęstą mgłą, a właściwie w śniegowych chmurach, a dookoła naszego busa zaczęła się kłę- bić cała wataha psów z poobcinanymi uszami, aż bałem się wysiadać. Dzień zapowiadał się paskudnie nie tylko ze

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=