NTN Snow & More 2017/2018 nr 2

33 tej wysokości. Sapaliśmy jak czeskie lokomotywy (to porównanie zaczerp- nięte kiedyś od Justyny Kowalczyk). Podejście jednak było warte wszelkich pieniędzy. Widok na lodowiec Godwen- -Austen powalający i zapierający dech w piersiach. Sam zjazd był trudny, mimo że nie- zbyt stromy (ponad 30 stopni). Mu- sieliśmy z Bodkiem jechać bardzo wąską linią, aby uniknąć przebijania się przez kartoflisko do sąsiedniego lawiniska. Momentami ześlizgiwali- śmy się, nie próbując nawet skręcać. Wszystkich żądnych krwi pragnę uspo- koić i na szczęście rozczarować. Udało nam się zjechać spokojnie i bezpiecz- nie, bez groźnych sytuacji. Mówią, że byliśmy jedynymi narcia- rzami w tym kuluarze. On prowadzi do- nikąd (nie wiedzie tamtędy żadna droga wspinaczkowa), więc nikt się tam raczej nie zapuszcza. Post factum emocje mocno podkręcił Janusz Gołąb. To wy- bitny polski wspinacz wielkościanowy, a do tego pierwszy zimowy zdobywca (z Adamem Bieleckim) Gaszerbruma II. Genialna postać. A czym podkręcił? Uraczył mnie oto opowieścią o zeszło- rocznej lawinie, która wywołała lokalne trzęsienie ziemi. Serak, który ją spowo- dował (tak, ten, pod którym tego dnia grasowaliśmy), porwał obóz I na Żebrze Abruzzich. Tam zdeponowane zostały butle z tlenem, których eksplozja z kolei zatrzęsła bazą pod K2. To tak dla do- dania pikanterii naszym wyczynom nar- ciarskim. Narty na tym wyjeździe przy- pięliśmy jeszcze raz, dla wypróbowania swoich umiejętności na serakach na wysokości bazy. Narciarstwo pod K2 to utopia. Trudno mówić o jakiejkolwiek przyjemności jaz- dy. Ma ona sens, jeśli nada się jej sens wyczynu sportowego, czyli tego, czego próbuje dokonać choćby Andrzej Bar- giel. W naszym przypadku, przy ogra- niczonej, co tu kryć, samodzielności wysokogórskiej przyjemność była moc- no ograniczona. Oczywiście emocje, pokonywanie własnych słabości pod- czas podchodzenia, a potem bardzo techniczny zjazd to wielka frajda, lecz usytuowanie ogromnego seraka nad stokiem stanowiło dla nas zbyt wielkie ryzyko. Wydaje się, że nieco dogodniej- sze stoki znajdowały się na północnych ścianach Broad Peaku. Jednak aby tam dotrzeć, trzeba by przebyć bardzo niebezpieczny lodospad. Nasze ograni- czone umiejętności wspinaczkowe wy- muszały opiekę nad nami przewodnika. Priorytetem jednak była wyprawa An- drzeja Bargiela i cała ekipa była dobra- na pod kątem konkretnych zadań zwią- zanych ze zdobyciem i zjazdem z K2. Dlatego musieliśmy poprzestać na tym jednym, niesamowitym zjeździe, który był wart wszystkich pieniędzy i daje nam poczucie spełnionej misji – zjechać po zboczach K2 na nartach. Jedno z ma- rzeń zrealizowaliśmy. Na pytanie, po co tarabanić się przez pół Pakistanu z nar- tami, odpowiadam: właśnie po to, po wspomnienia.

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=