NTN Snow & More 2017/2018 nr 2

32 jajko oddałem Piotrkowi Snopczyńskie- mu, który gdzieś zapodział swój pro- wiant. Podczas posiłku minął nas jeden z naszych tragarzy. Po kilku zdaniach wymienionych z Alim, szefem karawa- ny (kucharzem), musieliśmy się określić, czy idziemy do Concordii czy pod Bro- ad Peak. Decyzja – Concordia. To wy- sokość 4600 m n.p.m. Niżej o 200 m niż baza pod Broad Peakiem, ale każ- da noc spędzona niżej stwarza szansę na lepszą aklimatyzację. W końcu na- stępnego dnia, oszołomieni widokami, docieramy do bazy pod K2. Pogoda słoneczna, widzimy K2, masyw Broad Peaka, a na początku marszu Gaszer- bruma. Idealny dzień, choć czujemy się ogólnie zmęczeni tygodniowym trekkin- giem. Powiadają, że to najpiękniejszy, ale i najbardziej wymagający trekking w górach wysokich. Baza leży na wyso- kości 5000 m. To miał być tekst narciarski, lecz bez trekkingowego podłoża, nie udałoby mi się oddać sensu dalszego ciągu wyda- rzeń. Potrzebowaliśmy dnia odpoczyn- ku, więc w piątek leżeliśmy brzuchami do góry. Urozmaiceniem był trening pię- ściarski przeprowadzony przez Kamila Borowskiego. Sobota zaczęła się dla nas około 4.00 rano od przemarszu obok nasze- go obozowiska grupy szerpów Russella Brice’a, którzy mieli poręczować kolejne odcinki w górze. Nie byli bezszelestni, oględnie mówiąc. O 6.00 rano w stronę ściany ruszyła trójka Jakub Poburka, Da- riusz Załuski i doktor Krzysztof Wranicz. Ich celem było wyniesienie depozytów do obozu II i III (namiot, butla z tlenem, jedzenie, butle z gazem – kartusze…). Kuba nie dotarł do trójki ze względu na pogodę. Wiało przeokrutnie i było bar- dzo, bardzo zimno. Wycofał się więc do dwójki, gdzie spotkał się z Darkiem i „Julkiem”. Na górze na noc zostali Za- łuski i Poburka. Lekarz ekipy zszedł bez- piecznie do bazy około godziny 19.30. My zaś, czyli grupa pościgowa, po- stanowiliśmy sprawdzić sprzęt narciar- ski. Wybraliśmy się w czwórkę (Piotr Snopczyński, Bogusław Leśnodorski, Kamil Borowski i ja) w górę lodowca, na ostatni żleb przed „ice fallem” (la- biryntem lodowym, tuż przed Żebrem Abruzzich). Po godzinie wędrówki po morenie i lodowcowym plateau pode- szliśmy pod kuluar, którym chcieliśmy zjechać. Nad nim wisiał ogromny se- rak, na stoku przeplatały się lawiniska – ślady po lawinach. Musieliśmy się trzymać maksymalnie blisko skał po prawej stronie. Po podejściu pod sam stok wybraliśmy miejsce na krótki od- poczynek. Przypięliśmy raki. Podeszli- śmy 200 m w górę, niemal w pionie. „Co kilka kroków musiałem przystawać i regulować, uspokajać oddech. Nawet nie chodzi o to, że nie miałem siły, bo czuję moc piekielną, ale po prostu nie mogłem nabrać powietrza w płuca” – ekscytował się już po zejściu Bo- gusław Leśnodorski. Faktycznie, brak tlenu w powietrzu odczuwaliśmy wszy- scy. Nie mamy jeszcze aklimatyzacji na Wyprawy

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=