NTN Snow & More 2017/2018 nr 3

43 dającą wówczas firmę Völkl. Niemieccy, konserwatywni inżynierowie zbyt długo trzymali się nart prostych, mało taliowa- nych. Ja z kolei, jeżdżąc w Swiss Demo Team, wiedziałem, że przyszłość należy do nart carvingowych. Wszyscy człon- kowie tej formacji jeździli na Elanach Parabolic lub Kneisslach Ergo od same- go początku wprowadzenia tych desek na rynek. Osobiście nie miałem również wątpliwości, że taliowane deski wejdą przebojem do wielkiego sportu. Oczy otworzyła mi lektura książki Ingema- ra Stenmarka, który eksperymentował z nartami taliowanymi na długo przed ich pojawieniem się na rynku. NTN: Trafiłeś więc do Völkla. Które z desek tego producenta można nazwać twoim dziełem? T.B.: Zostałem zatrudniony, by skierować fir- mę na carvingowe tory. Pierwszą wła- snoręczną pracą w duecie ze Stefano Mantegazzą był więc naturalnie funca- rvingowy model F5. Trzeba pamiętać, że Stefano był wówczas najszybszym zawodnikiem rozkręcającego się FIS Carving Cup. Pojęcie więc miał… Ko- lejna praca to linie Supersport i Super- speed. Te deski miały ogromny sukces rynkowy. Nie chodziło tylko o nowocze- sną, bardzo udaną geometrię, ale tak- że o konstrukcję samych nart: niezbyt drogą i bardzo efektywną. Dodatkowo w konstrukcji Superspeed były wbudo- wane węglowe pręty, za pomocą któ- rych można było zmieniać sztywność podłużną nart. To była na owe czasy prawdziwa perełka inżynierii narciar- skiej… NTN: Zmieniłeś jednak firmę i odszedłeś do Nordiki… Trochę w atmosferze skanda- lu, razem z wieloma pracownikami. Za- rzucano wam zabranie ze sobą wiedzy. T.B.: Ha ha! Nie do końca tak było, choć rze- czywiście po firmie Völkl krąży taka le- genda. Akurat ja nie miałem wiele do powiedzenia. Pan Zanatta sprzedał Völ- kla i kupił w zamian od Benettona markę Nordica, a później również Tecnica i Bliz- zard. My byliśmy jego pracownikami i au- tomatycznie przeszliśmy do Nordiki. T.B.: Tak, oczywiście, ale jedynie w sezo- nie, czyli od początku grudnia do koń- ca kwietnia. Latem cieszę się życiem. Spędzam bardzo dużo czasu z moimi chłopakami: jeździmy na rowerach, majsterkujemy. Zawodowo muszę przy- gotować lokale do sezonu, zatrudnić personel na zimę, ale to nie pochłania zbyt dużo czasu. Zwolniłem… NTN: No a narciarstwo? Przecież byłeś mu oddany całym sercem… T.B.: Przykro to stwierdzić, ale narciarstwo mnie znużyło. Nie mam już ochoty na jeżdżenie po trasach. Oczywiście chęt- nie przypinam deski, jak spadnie bardzo dużo śniegu i wtedy z moimi synami idę pojeździć freeride. Nikt z nas nie ma ochoty do jazdy po uwalcowanych tra- sach w tłumach ludzi. Moi synowie nie bardzo też garną się do sportu narciar- skiego. Są raczej rowerzystami górski- mi, a zimą lubią freeride i freestyle. Ta- kie czasy, taki los… Sam nie wiem, czy chciałbym, żeby byli zawodnikami al- pejskimi. To ciężki sport, wymaga wielu wyrzeczeń i ogromnego nakładu pracy, a ryzyko kontuzji jest ogromne. NTN: No dobra, cofnijmy się nieco w czasie. Jak doszło do tego, że utalentowany chłopak z Lenzerheide stał się budow- niczym nart? T.B.: Kontuzja… Przyczyniła się do tego kon- tuzja stawu skokowego, która spowo- dowała, że miałem pauzę w jeżdżeniu przez całe dwa sezony, a później cięż- ko już było nadrobić. Tak się złożyło, że wówczas firma Tecnica zaczęła roz- wijać program butów narciarskich do wielkiego wyczynu i poszukiwała ludzi znających się na rzeczy i potrafiących jeździć sportowo. Ówczesny szwajcar- ski importer marki, też mieszkaniec Len- zerheide, zarekomendował mnie i się zaczęło. Przez dwa sezony testowałem i opisywałem setki par butów. Efektem w dużej części mojej pracy było mistrzo- stwo świata Thomasa Stangassingera w slalomie, który zaufał pomarańczo- wemu modelowi TNT. W tym czasie pan Zanatta, właściciel marki, kupił podupa- WYWIAD PRZEPROWADZIŁ: Tomasz Kurdziel ZDJĘCIA: Tomasz Kurdziel, Dieter Menne NTN: A które deski Nordiki pamiętasz najle- piej? T.B.: Model, z którego jestem bardzo dumny i który jest całkowicie moim dziełem, to Dobermann Spitfire. Bardzo wszech- stronne deski, na których może jeździć każdy zaawansowany narciarz aż po eksperta. Udało się w nich połączyć sla- lomową i gigantową geometrię w jedną płynną całość. Wielu próbowało nas na- śladować, ale niewielu się to udało. Do tego dodaliśmy niskie i strome wyści- gowe dzioby. Efekt do dziś jest bardzo dobry. Bardzo czynnie brałem też udział w tworzeniu nart freeride, takich jak Hell- dorado, Enforcer, Jah Love czy Patron. Wszystkie te deski znajdziesz u mnie w knajpach. Wiszą na ścianach… To były wspaniałe czasy, ale wzrastało ci- śnienie w firmie i wymagano ode mnie wręcz stałego pobytu we Włoszech. Moja żona prowadziła już wówczas Sla- lom Bar. Każdej zimy harowała jak wół i jeszcze wychowywała trójkę naszych dzieci. We mnie narastało uczucie prze- sytu. Wreszcie podjąłem decyzję o wy- cofaniu się. W zasadzie bez żalu, byłem tak zmęczony… NTN: Czy inne firmy narciarskie w tym czasie nie próbowały cię pozyskać do pracy dla nich? T.B.: Oczywiście… Nawet kilka, ale nie da- łem się skusić. Byłem w Nordice bardzo szczęśliwy i spełniony i jeśli powiedzia- łem dość, to naprawdę z powodu rodzi- ny, a nie poszukiwania nowego praco- dawcy. NTN: Avant Clavo to ciągle jeszcze całkiem nowe miejsce na narciarskiej mapie Lenzerheide-Arosa. Budowałeś restau- rację sam na swoim kawałku ziemi? T.B.: Nie. Ziemia należy do tartaku. Dzierżawię od nich grunt. Były na nim również fun- damenty jakiegoś nieskończonego bu- dynku. Postawiłem na nich całą resztę, wdużej mierzewłasnoręcznie. Było z tym sporo roboty, ale chybawszystko jest OK i ludzie lubią tomiejsce, gdyż klientów nie ubywa. Owystrój zadbałem też sam…

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=