NTN Snow & More 2018/2019 nr 2
Ruszamy zaraz po kawie. Górny płaski dojazdowy odcinek jest jeszcze w dużej części zmrożony, ale nasłonecznione partie odpuszczają na głębokość kilkunastu centymetrów. Wierzchnia miękka warstwa swoją konsystencją przypomina krem lub masło i tak też się na niej jeździ. PRZYLOT DO TEHERANU Pierwszą atrakcją, jaka na nas czeka po wylądowaniu w Teheranie, jest uzyskanie wizy irańskej. Procedura jest prosta, acz czasochłonna. Najpierw trzeba odstać w kolej- ce na wykupienie obowiązkowego turystycznego ubezpie- czenia zdrowotnego, a następnie z dowodem opłaty należy udać się do okienka wizowego, by złożyć wniosek i czekać, nawet je ś li przed nami nikogo nie ma w kolejce. Po oko- ło godzinie możemy cieszyć się irańską wizą (w 2017 roku była to piękna, klasyczna wklejka). Udajemy się z nią do punktu kontroli paszportowej, gdzie pod czujnym okiem smutnych panów dokonujemy reszty formalności. Kolejną atrakcją jest wymiana pieniędzy.Niestety Iran nie jest podłączony do światowej sieci bankowej, stąd też wy- bierając się tam z wizytą, należy zaopatrzyć się w odpowied- nią ilość gotówki na wymianę, gdy ż nasze karty nie działają w lokalnych bankomatach i absolutnie nigdzie nie wypła- cimy pieniędzy. Na lotnisku w Teheranie znajduje się kan- tor z bardzo dobrym kursem wymiany i warto tam wymie- nić gotówkę,gdyż później możemy to zrobić właściwie tylko u „prywatnych handlarzy walutą”. Pewnym utrudnieniem by ł jednak fakt, że jednorazowo wymieniano tam nie więcej niż 50 euro, więc jeśli chcemy się zaopatrzyć w odpowiednią liczbę banknotów na dłuższy pobyt,cała operacja może zająć nawet kilka godzin. Trzeba też być dobrze przygotowanym do przechowywania ogromnych stosów papierowej gotówki, gdyż denominacja nie została tam jeszcze przeprowadzona i musimy się liczyć z dużą ilością zer.Żeby to uprościć,tubyl- cy posługują się dwiema walutami – oficjalne riale zamienia- ją na tomany,odcinając kilka zer.Zatem ceny są prezentowa- ne w tomanach, a płacimy rialami. DIZIN Po tych początkowych przygodach nie mogłem się już doczekać założenia pierwszych śladów na irańskim pu- chu. Prognoza była znakomita – obfite opady śniegu. Podekscytowani załadowaliśmy sprzęt do busika i ruszyli- śmy w długą, krętą i – jak się okazało – również zaśnieżo- ną drogę do Dizinu. Do hotelu dotarliśmy dopiero około ósmej rano. Starym zwyczajem udaliśmy się od razu spraw- dzić, co też do zaoferowania mają w lokalnym ośrodku. Po przybyciu na miejsce naszym oczom ukazała się rozległa kotlina z wieloma wyglądającymi na dość zabytkowe wycią- gami, kilkunastoma trasami oraz ogromnymi przestrzenia- mi do narciarstwa pozatrasowego. Wyglądało to jak jeden wielki plac zabaw dla dużych chłopców kochających puch. Niemalże biegiem ruszyliśmy w stronę kas biletowych i bezładnego tłumku narciarzy oczekujących przed solid- nym, wysokim metalowym płotem, którym jest otoczony cały ośrodek. Kasy otwarto z pewnym poślizgiem, po krót- kiej przepychance udało nam się w końcu dostać do okien- ka, gdzie nabyliśmy karnety za centymetrowej grubości pli- ki banknotów o najwyższych nominałach. Nasza radość nie trwała jednak zbyt długo, gdyż okazało się, iż jedynie dolne odcinki wyciągów będą otwarte z uwagi na zagrożenie la- winowe i mocny wiatr. A dokładniej – tylko jeden wyciąg będzie otwarty, a pozostałe pod warunkiem, że pogoda bę- dzie się poprawiać. Jak się potem okazało, był to nasz najlepszy dzień w Dizinie. Puch, brak ludzi i otwarte aż trzy wyciągi, co pozwala ł o na długie zjazdy. Ale Dizin to też ciekawa opcja do zjazdów do krótkich, ale stromych kanionów, którymi poprzecinana jest cała kotlina. Teren jest bardzo zróżni- cowany i można się tam dobrze bawić. W takich warun- kach pogodowych nie można by ł o nie pomarzyć o długich zjazdach, więc pełni nadziei na kolejne dni wróciliśmy do hotelu. Następny poranek przywitał nas klęską urodzaju. Opad śniegu, jaki rozpoczął się poprzedniego wieczoru, oraz hu- raganowy wiatr spowodowały, że ośrodek został całkowicie zamknięty. Postanowiliśmy wi ę c rozruszać kości na fokach, podchodząc trasą do pośredniej stacji wyciągu. Niestety nie spotkało się to z radosną reakcją obsługi, która ścigając nas na skuterach śnieżnych, skutecznie zachęciła do powrotu do hotelu. Cóż, może kolejny dzień będzie lepszy. Kolejne dni niestety lepsze nie były, opady śniegu, sła- ba widoczność i ogromne zagrożenie lawinowe skutecz- nie uniemożliwiły nam eksplorację okolicznych szczytów. Nasze akcje zmuszeni byliśmy ograniczyć do kilku kanio- nów przy dolnych wyciągach. Nie mogliśmy narzekać na brak puchu, ale niedosyt pozostał, zwłaszcza gdy spogląda- liśmy na niedostępne połacie stoków. NARTY NA PIASKU Dizin opuszczaliśmy z mieszanymi nastrojami, jed- nocześnie podekscytowani drugą, bardziej egzotyczną atrakcją wyjazdu. W planach mieliśmy najpierw zwie- dzanie Jazdu, jednego z najstarszych zamieszkanych bez przerwy miast na świecie, a następnie wyprawę na pu- stynię Daszt-e Lut i zjazdy na nar- tach z tamtejszych kilkusetmetrowych wydm. Smaczku dodawał fakt, że za- notowano tam najwyższą temperaturę na świecie +70,7 C. Po ekscytującej jeździe, z uwagi na ufających bardziej woli Allacha niż wła- snym umiejętnościom i zmysłom kie- rowcom, dotarliśmy szczęśliwie na cen- tralny dworzec kolejowy w Teheranie. Dalszą część naszej podróży zaplano- waliśmy bowiem kuszetkami. Nad ranem dotarliśmy do Jazdu. Przed budynkiem dworca oczekiwały już na nas dwie leciwe toyoty. Bez zbęd- nych ceregieli zapakowaliśmy sprzęt na dach i ruszyliśmy na zwiedzanie mia- sta znanego przede wszystkim ze staro- żytnej sieci tuneli doprowadzających do niego wodę oraz niezliczonej liczby wież wiatrowych będących formą klimatyza- cji. Ciekawostką jest fakt, że cz ę ść tu- tejszych budynków jest zamieszka- na od 1500 lat. Mieszkańcy witali nas wyjątkowo serdecznie, gdyż wraz z na- szym przybyciem zaczął padać deszcz, a to według miejscowych wierzeń miało przynosić szczęście. Po zwiedzeniu im- ponującego meczetu i krótkim spacerze po najstarszej czę- ści miasta ruszyliśmy w kierunku naszego głównego celu.
Made with FlippingBook
RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=