NTN Snow & More 2018/2019 nr 2

Z brzózką przed szczytem Lamaliales ośrodku pozwolą na działanie wyciągów. Ruszamy więc do Tetnuldi. Części nadal nie dotarły, więc w poszukiwaniu najciekawszych linii musimy uzbrajać się w foki i żmud- nie pokonywać kolejne podejścia. Po południu nieśmia- ło przez chmury przedzierają się bezchmurne fragmenty nieba. W związku z tym po kilku zjazdach postanawiamy sprawdzić możliwość zjechania nartach do Adishi, wioski położonej na końcu sąsiadującej z ośrodkiem doliny o tej samej nazwie. Tym razem celem jednak jest sama wioska, a nie droga prowadząca do niej. Musimy jednak podejść znacznie wyżej niż do tej pory. Po dotarciu do wyzna- czonego punktu pogoda znacznie się pogarsza, nadciąga- ją grube, mocno ograniczające widoczność chmury. Opad staje się intensywniejszy. Mimo to ruszamy. Wspaniały śnieg i nawet nie najlepsze światło zdaje się nie przeszka- dzać. Upojeni endorfinami oczywiście zjeżdżamy o „je- den skręt za daleko”. Cóż, czekam na kolejne podejście. Na szczęście tym razem tylko kilkadziesiąt metrów prze- wyższenia. Docieramy w końcu do dolinki, która według naszych przewidywań powinna nas doprowadzić do wio- ski. Staramy się trzymać jak najbliżej płynącego środkiem strumienia, gdyż po ostatnich intensywnych opadach oba zbocza są gęsto poprzecinane sporych rozmiarów lawi- nami. Po kilku minutach jazdy widoczność znacznie się poprawia i naszym oczom ukazuje się wioska ze swoimi obronnymi wieżami, których wierzchołki kryją się w gru- bej warstwie chmur ponad naszymi głowami. Jakbyśmy po odważnym. Jakimś cudem na chwilę udaje się uzyskać łącz- ność i jesteśmy w stanie wysłać kierowcy swoją lokalizację. Nie mamy jednak potwierdzenia, że ją odebrał.Na razie po- stanawiamy posilić się resztkami batonów energetycznych i herbaty. Nie zdążyliśmy jej dopić, gdy naszym oczom uka- zała się zza zakrętu brnąca po osie w śniegu delica naszego kierowcy. Byliśmy uratowani. Ranek wita nas długo oczekiwanym obfitym opadem śniegu. Z informacji, jakie posiadamy, wynika, że wszystkie wyciągi na Tetnuldi z uwagi na warunki atmosferyczne są zamknięte. Decydujemy się zatem na niżej położone, zale- sione Hatsvali. Dolna stacja znajduje się zaledwie kilkaset metrów od naszej kwatery. Mestia wygląda bajecznie z wie- żami przykrytymi grubymi śnieżnymi czapami. Docieramy w końcu do ośrodka. Pierwszy zjazd nie napawa nas opty- mizmem. Jest nierówno, praktycznie wszystko w zasięgu wzroku jest już rozjeżdżone. Tradycyjnie sięgamy do mapy i odzywa się w nas żyłka odkrywców. Gdyby spróbować od- jechać granią maksymalnie w lewą stronę i tam poszukać szczęścia w lesie? Mało prawdopodobne, żeby wielu oso- bom chciało się tam odjeżdżać. Jak pomyśleliśmy, tak zro- biliśmy. Owocuje to cudnymi zjazdami. Wrażenia prawie jak na Hokkaido. Lekki, niemalże bezdenny puch. Stromo i puchowe poduchy na zwalonych pniach drzew. Kolejny udany dzień. Następnego dnia szybka poranna kontrola pogo- dy pozwala nam przypuszczać, że warunki w głównym 28 GRUZJA

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=