NTN Snow & More 2017/2018 nr 2

90 Turystyka to cotygodniowa atrakcja, która odby- wa się na stadionie w St. Anton. Obiekt ten pamięta mistrzostwa świata, które odbyły się tu w 2001 roku. Zostały one absolutnie zdominowane przez Austria- ków, choć w kilku przypadkach gospo- darze dostali prztyczka w zmarznięte nosy (choćby w supergigancie, w któ- rym triumfował Daron Rahlves z USA, i kombinacji, którą wygrał Kjetil Andre Aamodt z Norwegii). Ski show ma na celu przedstawić historię i ewolucję narciarstwa w tym rewirze (niezwykle intensywną) oraz uświadomić gościom, że St. Anton to jest prawdziwa mekka narciarstwa. Bądź co bądź pierwszy klub narciarski tutaj został założony już w 1901 roku! Pokazy robią świetne wrażenie i spędzając tydzień w St. An- ton, warto poświęcić środowy wieczór na ewolucje na mecie zjazdowej trasy Karla Schranza. Tam bowiem odbywa- ją się pokazy grup demonstracyjnych połączone z mappingiem (gigantycz- ny rzutnik wyświetla historyczne zdję- cia na stoku, co daje kapitalny efekt), prześwietnymi zjazdami archaicznymi stylami jazdy (m.in . Arlberg technique) na starutkim sprzęcie. W końcu w po- wietrzu latał nie tylko sterowany zdalnie przez mistrza Europy w akrobacjach specjalnie oświetlony dron, ale i fre- estylersi. I tu pewna dykteryjka. Kilka lat temu podróżowaliśmy z grupą za- paleńców po Austrii, realizując projekt freeride’owy „Austrostrada”. Głównymi postaciami wyprawy byli Andrzej Osu- Tym razem niezastąpiona Kasia Ga- czorek z Tirol Werbung (organizacja odpowiedzialna za promocję Tyrolu w świecie) zaplanowała przybliżenie pol- skim entuzjastom białego szaleństwa i czytelnikom NTN zagadnienia powsta- nia największego obszaru narciarskiego w Austrii. Przyczyną tego jest połącze- nie wspomnianego już St. Anton z dru- gą stroną góry, czyli z Lech i Zürs, które przynależą już do najbardziej na Zachód wysuniętego regionu Austrii – Vorarl- bergu. Zresztą ów Arlberg to przełęcz (1793 m n.p.m.), przez którą przebiega właśnie granica między owymi krajami związkowymi. Zanim jednak przekopano tunel pod górami, podróżowano i transporto- wano towary właśnie przez przełęcz Arlberg. Tak się złożyło, że w jednym ze strategicznych miejsc, związanym z wcześniejszym okresem świetności tego rewiru, zostałem zakwaterowany – mianowicie w hotelu Schwarzer Adler. Napis na budynku głosi, że pochodzi on z 1570 roku i chyba nie ma powodu, by nie dać mu wiary. Znajdowały się tam stajnie dla koni pracujących przy trans- porcie przez góry. Dziś to elegancki hotel, świetnie usytuowany, fantastycz- nie urządzony, w klimatach ujmujących za serce sentymentem do narciarskich praczasów. „Czarny Orzeł” stoi tuż pod stadionem narciarskim (minuta, może dwie spaceru), przy samym deptaku. Do najbliższej gondoli trzy minuty z buta narciarskiego (tu nie zabroniono jesz- cze paradowania w obuwiu do upra- wiania narciarstwa w odróżnieniu od np. Ischgl). Celem wyprawy było objechanie na nartach wszystkiego co możliwe, by zebrać materiały do niniejszej relacji. Ze względów pogodowych objazd mu- sieliśmy odsunąć w czasie. Trzeciego i ostatniego dnia jazdy nasypało już tyle śniegu (po trzech dniach opadów nie- mal bez przerw), że jeździliśmy w „pu- chu do pasa”. Dużo widziałem, sporo przeżyłem, ale w takich warunkach jesz- cze nie jeździłem, że tak zrymuję… Po kolei jednak. Zaczęło się od ski show, na który trafiliśmy niemal prosto z podróży (tra- dycyjna, sprawdzona i najpewniejsza trasa – samolot do Monachium, a po- tem busik Four Seasons pod sam ho- tel). Dla entuzjastów kolei szynowych również gratka, bo do St. Anton dojeż- dżają pociągi! Owe pokazy narciarskie

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=