NTN Snow & More 2017/2018 nr 2

38 kompensujemy sobie rutyną après-ski – lunch, sauna, yoga, stretching, chill out, dobra kolacja, sleep i – jak to mówią – repeat. Momentem kulminacyjnym naszego wyjazdu okazuje się zjazd żlebem Gi- rose. Po rozgrzewce klasycznymi dro- gami Andi decyduje się na przygodę o największej jak dotąd trudności. Ze względu na wciąż daleką od idealnej widoczności i utrzymującą się niepew- ność co do stabilności pokrywy śnież- nej informujemy właściciela schroniska na górnej stacji o celu naszej wyprawy i ruszamy przez lodowiec. Na otwar- tym terenie szaleje mi błędnik, próbu- jąc orientować się w nachyleniu góry. Dopiero kiedy stok zaczyna rolować, wzrok identyfikuje nierówności i jazda robi się przyjemniejsza – im niżej, tym więcej skał i punktów odniesienia. Cały czas staramy się czytać teren, unikając zagłębień i naturalnych pułapek. Kiedy zjeżdżamy z lodowca, przez chwilę robi się bardziej beztrosko. Szybko znaj- dujemy się jednak u wlotu centralnego żlebu Girose – naszego głównego celu. Andi ma wątpliwości co do stabilności, ale ja postanawiam wejść do pęknięcia otwierającego żleb i sprawdzić pokry- wę. Okazuje się, że jest zaskakująco twardo, więc bezpieczniej, niż myśleli- śmy. Dopiero 500 m niżej okaże się, że śnieg zsunął się już wcześniej samoist- nie z samej góry, powodując sporą lawi- nę. Droga czysta. Ruszam. Pierwszy raz w życiu jadę żlebem tak wąskim, długim i pokręconym zarazem. Wije się jak wąż, a dookoła pną się bardzo strome ściany. Stromizna oraz niewiadoma za każdym zakrętem i uskokiem tego skalnego labi- ryntu wywołują w brzuchu motyle. Długo szukam bezpiecznego miejsca do za- trzymania się na wypadek spadającego śniegu, głazu czy… narciarza jadącego za mną. W końcu znajduję pierwsze schronienie i robię przystanek. Dłuższą chwilę czekam na kolegów. W końcu dojeżdżają. Chwila dyskusji na złapanie oddechu i ruszamy dalej. Tym razem zatrzymuję się przed uskokiem skal- nym. Z boku dostrzegam wbite haki do przygotowania stanowiska, więc wpi- nam się i czekam na Andiego, który ma w plecaku linę. Kiedy ją przygotowuje, najpierw zaczynają na nas spadać ka- wałki śniegu, lodu i kamienie, a następ- Wyprawy

RkJQdWJsaXNoZXIy NDU4MTI=