Padały kiedyś hasła ziemia dla ziemniaków, księżyc dla księży itd. Tym razem okazuje się, że męskie Puchary Świata dla mężczyzn, a kobiece dla kobiet! FIS nie nagnie przepisów ze względu na fanaberię jednej z zawodniczek.
Próba rywalizacji kobiety z mężczyznami została odrzucona. Lindsey Vonn nie stanie na jednej linii startu podczas Pucharu Świata zjazdowców w Lake Louise. Starania Amerykanki poparła USSA (rodzima federacja narciarsko-snowboardowa), bo taki warunek postawiła FIS.
Rada FIS następującymi słowami uzasadniła decyzję:
Rada z pełnym szacunkiem podeszła do propozycji Lindsey Vonn, by mogła wziąć udział w wyścigach mężczyzn Pucharu Świata. Potwierdzamy jednak, że zawodnicy jednej płci nie mają legitymacji, by startować w zawodach płci drugiej. FIS nie zrobi wyjątków. Jednocześnie nie widzimy przeciwwskazań, by na tej kanwie wzięła udział jako przedzjeżdżaczka. To leży już w kwestii komisji sędziowskiej i komitetu organizacyjnego.
Uzasadnienie to ze wszech miar wydaje się być rozsądne. Za chwilę mogłoby się okazać, że któryś z panów zechciałby się ścigać z kobietami. Bo dlaczego nie? Również mogłoby to być ciekawe. Jeśli Lindsey koniecznie chce się sprawdzić z facetami, niech jedzie jako forlauferka albo niech sponsorzy zorganizują taki pojedynek poza Pucharem Świata. Kiedyś próbowano ustalić kto jest szybszy, czy Donovan Bailey czy Michael Johnson. Dwóch sprinterów ścigało się na kompromisowym dystansie 150 metrów. Stało się to na oddzielnym mityngu… Może za tym przykładem Red Bull (trudno się oprzeć wrażeniu, ze to całe zamieszanie nie wynika z parcia sponsorów) wynajmie Streif, albo inny stok i urządzi wyścig swojej gwieździe z którymś z chętnych? Przeszedł mi do głowy jeszcze jeden taki damsko-męski pojedynek. Kiedyś mój wspaniały kolega po fachu stanął na ringu z Agnieszką Rylik. Tak niby dla jaj. I co z tego wyszło? Ktoś pamięta? A poniżej nieudany wyścig Johnsona i Baileya.