W końcu stycznia lub na początku lutego tradycyjnie rozgrywane są zawody pań w słoweńskim Mariborze. Rozgrywane o ile oczywiście pozwoli na to aura, gdyż ten nisko położony ośrodek często boryka się z brakiem śniegu. Tym razem śniegu było dość, ale przeciągający nad Alpami wiatr halny i tak przysporzył organizatorom lekki ból głowy.
Trasa piątkowego giganta była bardzo mocno przygotowana za pomocą środków chemicznych. Komentatorzy, którzy mieli okazję dokonać inspekcji zgodnie przyznawali, że tak twardego stoku nie widzieli już dawno. Pomimo padającego deszczu trasa „trzymała” znakomicie. Stok w Mariborze do bardzo trudnych nie należy, ale ta wspominana już lodowa skorupa przysparzała wielu paniom trudności. W tym takim mistrzyniom jak: Viktoria Rebensburg i Federica Brignone. À propos Federici. Uszkodzenie kolana z Garmisch-Partenkirchen okazało się na tyle błahe, że Włoszka była już w stanie startować w Mariborze, a występ na mistrzostwach świata nie stoi pod znakiem zapytania. To dobre wiadomości.
W przejeździe pierwszym klasą dla siebie i innych była Mikaela Shiffrin, która zdystansowała Petrę Vlhovą o 0,48 sekundy i Tessę Worley o 0,58. Amerykanka na mecie nie była jednak do końca zadowolona ze swojego występu. Tłumaczyła, że ze względu na twardość podłoża nie do końca czuła narty i krawędzie.
Przejazd drugi to popis dwóch narciarek. Najpierw z dziewiątego miejsca z pełną mocą zaatakowała Wendy Holdener. Wspaniała jazda wystarczyła na miejsce czwarte. Jeżdżąca równo i skutecznie Ranghild Mowinckel uplasowała się na trzecim, profitując z błędów Bassino, Hector i Worley. Petra Vlhová w drugim przejeździe poszła na całość. Po bardzo ryzykownej jeździe, Słowaczka z najlepszym czasem wyszła na prowadzenie.
Na starcie pozostała już tylko Mikaela Shiffrin. Amerykanka jechała spokojnie, wręcz kunktatorsko, nie chcąc niepotrzebnie ryzykować. Wystarczyło to na łączny czas równy wynikowi Petry. Na mecie Shiffrin nie kryła złości i zdziwienia i to pomimo, iż de facto zawody wygrała, tyle że ex aequo. Trochę to było dziwne…
W gigancie startowały też nasze dwie zawodniczki. Debiutująca w APŚ Zuza Czapska nie podołała trasie i nie ukończyła pierwszego przejazdu. Maryna Gąsienica Daniel zajęła ostatecznie miejsce 18. po dwóch przejazdach z siedemnastym czasem. Mogło być lepiej, gdyż Marynę trochę sprasowało w (prawdopodobnie) dziurze po pierwszym przejeździe, co z kolei skutkowało błędem przed ostatnim płaskim odcinkiem, na którym czas umykał niemiłosiernie. Cóż, i tak jest nieźle, ale oczywiście każdy po cichu liczy na więcej…
Sobotni slalom, to popis lekko wkurzonej Mikaeli Shiffrin, ale tym razem w zgoła zupełnie innych warunkach. Padający przez całą noc deszcz i dodatnie temperatury zupełnie rozmiękczyły trasę. Pomimo to Shiffrin wypracowała przewagę sekundy nad drugą na mecie Petrą Vlhovą.
Przejazd drugi, ze względu na warunki, dawał szanse zawodniczkom z końca stawki. Świetnie wykorzystały to Chiara Mair (ostatecznie piętnasta) i Josephine Forni (ostatecznie 23.), które wykręciły najszybsze czasy drugiego przejazdu. Pomimo tragicznych warunków szybko zjechała Wendy Holdener i awansowała na trzecie miejsce. Miejsce drugie dla Anny Swenn-Larsson. Zawiodła agresywna jazda Petry Vlhovej. Słowaczka z 28. czasem przejazdu zajęła ostatecznie miejsce piąte. Mikaela ponownie nie ryzykowała. Po spokojnej jeździe, z osiemnastym czasem drugiej próby, wygrała z przewagą 0,77 sekundy. No i kto jest Złotą Lisicą z Mariboru? Bez wątpliwości Shiffirn, która czasami może się troszkę przeliczyć, ale i tak jest największą mistrzynią.
We wtorek supergigantem pań ruszają w Åre mistrzostwa świata. Będą one ostatnimi nie tylko dla Aksela Lunda Svindala, ale także dla Lindsey Vonn. Amerykanka w emocjonalnym wpisie w mediach społecznościowych zakomunikowała, że zaraz po mistrzostwach kończy aktywną karierę sportową. Smutno…