Za nami pierwszy slalom Pucharu Świata. Zawody kobiet odbyły się w sobotę w fińskim Levi. Zwyczajowo już najlepsi fachowcy od tyczek spotykają się właśnie w Laponii. Mistrzyni świata w tej konkurencji Mikaela Shiffrin potwierdziła przypuszczenia, jakie wysnuto po tym co pokazała podczas giganta w Soelden. Będzie groźna i była groźna faktycznie. Okazała się najszybsza w obu przejazdach i spokojnie mogła zacząć myśleć nad imieniem dla renifera, który był główną nagrodą. Zwierzę oczywiście zostanie w lokalnym stadzie, ale ma kibicować za rok. Będzie nazywał się bardzo oryginalnie Rudolf.
Drugie miejsce zajęła Maria Hoefl-Riesch, która wspięła się w drugim przejeździe z trzeciej pozycji. Na trzecim miejscu wylądowała Tina Maze, która szczęściem nie tryskała. Ciekawe, czy uświadomiła sobie jak dużo brakowało jej do zwyciężczyni (półtorej sekundy!), czy może dlatego, że ledwie kilka setnych wyprzedziła kolejną niesamowitą nastolatkę. Tym razem mowa o Austriaczce Christinie Ager. Do rywalizacji powróciła Tanja Poutiainen. Finka jednak nie sprostała zadaniu i wypadła w drugim przejeździe. Marlies Schild natomiast nie dojechała nawet do mety pierwszego przejazdu.

Największą sensacją zawodów okazała się jednak Marina Wallner. Niemal anonimowa Niemka (rocznik ’94) awansowała do drugiego przejazdu z 63. numerem startowym! Ale to nie koniec. Marina uzyskała trzeci czas pierwszego przejazdu! W drugim wydaje się, że nie wytrzymała ani presji ani tempa i spadła na 16. pozycję. Jednak wciąż to i tak świetny wynik. Na starcie pojawiła się Aleksandra Kluś – jechała cztery pozycje przed Wallner. Jedyna przedstawicielka naszego kraju w Levi nie sprawiła jednak niespodzianki. Uplasowała się na 66. miejscu ze stratą 4,57 sekundy. O takich „wybrykach” jak Wallner wciąż możemy tylko pomarzyć.