I jak tu nie oglądać Alpejskiego Pucharu Świata skoro tydzień po tygodniu panie i panowie fundują nam takie widowiska, że zapiera dech.
Najpierw w sobotę w Adelboden nie odbył się gigant. Trudno się mówi i czeka na slalom. W międzyczasie panie pojechały zjazd w dwóch przejazdach w austriackim Zauchensee. Jak już wspominałem trasa tamże jest szalenie wymagająca. Panie co prawda nie jechały od samej góry, ale i tak najciekawsza część trasy została użyta. Organizatorzy tłumaczyli swoją decyzję nie tylko niewielką ilością śniegu w ośrodku, ale także niemożliwością wyłączenia z ruchu turystycznego większych odcinków tras. To miłe z ich strony. Tak, czy inaczej dzielony zjazd, czyli sprint downhill był bardzo emocjonujący, a walka przeplatana problemami niektórych zawodniczek trwała do przejazdu Lindsey Vonn. Amerykanka pojechała wprost bajecznie uzyskując łączną przewagę nad następną Larisą Yurkiw całej jednej sekundy. Trzecia na mecie finiszowała Cornelia Hütter z Austrii. Zawodniczka ta upadła podczas treningu i zawody jechała nieco poobijana, ale i tak bardzo szybko. Nie obyło się niestety bez upadków. Skręt w kompresji sprawiał problemy wielu zawodniczkom. Tam (co prawda bez kraksy) jazdę zakończyła Lara Gut. Lotte Smiseth Sejersted miała mniej szczęścia. Jej upadek zakończył się zerwaniem więzadła w kolanie, co oczywiście oznacza koniec sezonu dla Norweżki.
W niedzielę w supergigancie w Zauchensee po raz kolejny tryumfowała Lindsey, a ja poważnie obawiam się o rekord 86 zwycięstw Ingemara Stenmarka.
Czuję się mocniejsza psychicznie
– powiedziała po zawodach Amerykanka i chyba rzeczywiście tak jest. „Psycha” nigdy nie była jej najmocniejszą stroną i chyba właśnie w tej materii zrobiła największe postępy. Czucie śniegu i perfekcyjne prowadzenie nart pozostało…
Jedynie Lara Gut była w stanie, jako tako nawiązać z Lindsey walkę tracąc jedynie 0,7 sekundy. Pozostałe panie zaliczyły więcej niż sekundę straty, a trzeci czas ponownie uzyskała „lokaleska” Cornelia Hütter.
Niedzielny slalom w Adelboden to kolejna odsłona pojedynku gigantów. Z pewnym udziałem Aleksandra Choroszyłowa. Rosjanin po raz kolejny wygrał pierwszy przejazd, ale nie utrzymał prowadzenia i ostatecznie finiszował trzeci. Tym razem drugi przejazd należał do atakującego z trzeciego miejsca Henrika Kristoffersena (NOR). Hirscher pojechał wspaniale, ale musiał uznać wyższość młodzieńca o całe 0,06 sekundy. Obserwowanie zmagań tych panów jest absolutną ucztą dla oka. I kto nie widział, sam sobie jest winny. Sytuacja jest do tego stopnia ciekawa również dla zawodników, że Marcel nie wystartuje w superkombinacji w Kitz, gdyż koncentruje się wyłącznie na slalomie. Henrik nastąpił mu nieco na ambicję.
Dziś w programie nocny slalom pań we Flachau, a w weekend klasyk w Wengen. O ile pogoda pozwoli, bo w Alpach sypie, jak z rogu obfitości.