Snow Expo za nami, ale przecież w weekend miała miejsce inauguracja alpejskiego Pucharu Świata. Tym razem w związku z zazębianiem się terminów do Sölden nie pojechaliśmy i podobnie, jak inni fani sportowego narciarstwa zdani byliśmy na relację telewizyjną. Przenieśmy się (w czasie) jednak najpierw do czwartkowego wieczoru, kiedy w Sölden przed kamerami i mikrofonami wystąpiła Tina Maze ogłaszając koniec kariery.
Moje ciało odmawia już współpracy podczas treningów
– powiedziała Słowenka, ucinając tym samym wszystkie spekulacje na temat ewentualnej obrony tytułu w zjeździe na mistrzostwach świata w St Moritz. Zaznaczyła jednak, że chciałaby jeszcze wystartować w styczniu w Mariborze i w ten sposób pożegnać słoweńskich fanów. I tu zaczyna się problem. Tina zapowiada walkę na trasie, a ta jak wiadomo możliwa jest jedynie z niskim numerem startowym. Taki jednak nie przysługuje Słowence, gdyż nie miała statusu kontuzjowanej i straciła dużo punktów. W kuluarach słychać, że Maze chce uzyskać taki status post factum, a to byłby jednak spory ewenement. Jak się sprawy potoczą – zobaczymy.
W piątkowy wieczór na konferencjach brylowali Hirscher i Kristoffersen. Ten pierwszy w odpowiedzi na słowa prezydenta ÖSV
zdobycie przez Marcela szóstego z rzędu Pucharu Świata graniczyłoby z cudem
odpowiedział, że prezydentowi nie wolno się sprzeciwiać. Henrik w swoim wystąpieniu stwierdził, że pięć razy z rzędu wystarczy i zrobi wszystko, żeby powstrzymać Austriaka. Póki co ta sztuka mu się jednak nie udała. Niedzielny gigant, który przebiegał w bardzo emocjonujący sposób padł łupem Alexisa Pinturault. Na miejscu drugim uplasował się Marcel Hirscher, a trzeci był Felix Neureuther. Henrik finiszował dopiero ósmy. Godne odnotowania jest czwarte miejsce mało znanego Słoweńca Zana Krajneca oraz piąte powracającego po kontuzji Teda Ligety. Ten ostatni był bardzo szczęśliwy z uzyskanego rezultatu, a jak wiadomo zawsze mu mocno kibicowaliśmy. Zapowiada się fantastyczny sezon, w którym Hirscher wcale nie jest bez szans.
Dzień wcześniej na lodowcu ścigały się panie. To, że wygrała Lara Gut nie jest może aż tak wielką niespodzianką. Szokiem był rozmiar zwycięstwa. Następna na mecie Mikaela Shiffrin straciła aż 1,41 sek., a przecież to Amerykanka znana jest z okazałych zwycięstw. Na miejscu trzecim ze stratą 1,93 sek. Włoszka Marta Bassino, która zaimponowała stylem. Wygląda na to, ze Lara jest naprawdę świetnie przygotowana do obrony tytułu. Mikaela ma w połowie sezonu wyciągnąć wnioski i jeśli wielka Kryształowa Kula będzie w zasięgu, nie wyklucza startów w supergigantach i nawet zjazdach. Sama jednak zaznacza, że
Lara w takiej formie będzie trudna do pokonania.
Drogie Panie zapomniały chyba jeszcze o istnieniu Lindsey Vonn… Sezon będzie naprawdę emocjonujący.