Marcel Hirscher w końcu na najwyższym stopniu podium Pucharu Świata. Wygrał gigant w Val d’Isere na skrajnie zlodzonej trasie. Jeśli ktoś nie oglądał transmisji, niech przekona go powyższe zdjęcie. Bo na trasie Face de Bellevarde był żywy lód. Zupełnie inaczej niż przed rokiem, kiedy to organizatorzy walczyli z masywnymi opadami śniegu. Nawet Hirscherowi wymknęła się uwaga na temat przygotowania stoku:

Tym razem stok został zlany wodę znacznie bardziej niż zwykle. Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić jak trudno jest zjeżdżać po takiej trasie. To walka od góry do dołu.

Co ciekawe po pierwszym przejeździe prowadził reprezentant gospodarzy Alexis Pinturault. Szanse na podium zaprzepaścił jednak drugim przejazdem, który zakończył wynikiem o 1,5 sekundy gorszym od Austriaka. Hirscher jednak nie ugiął się po presją bardzo dobrego przejazdu Thomasa Fanary. Patrząc na wyniki nie brakuje nazwisk młodych narciarzy, którzy szturmują wysokie miejsca. Na podium pojawił się Niemiec Stefan Luitz, który jak widać w Val d’Isere czuje się wybornie. Przed rokiem również stał na podium, tuż za Hirscherem, a startował wtedy z numerem 35. Tutaj cieszył się jak dziecko, bo w lutym tego roku zerwał ACL i doszedł do pełni formy w dziesięć miesięcy.

Do miana sensacji należy zaliczyć fakt, że nie dojechał do mety Ted Ligety, który po przejechaniu sporego fragmentu na boku nie walczył już o honor ukończenia. Do mety nie dojechał także Aksel Lund Svindal, któremu nawaliło wiązanie.
W zawodach nie startował żaden Polak.